Rdzeń CABAL-a 13

***

W centrum dowodzenia gwar nie ustawał. Generał Stark stał przy stole taktycznym i wpatrywał się z uwagą na mapę taktyczną. Jednostki GDI zostały przemieszczone i gotowe do walki. Raporty były przysyłane na bieżąco w postaci wideo plików. Jednak ich analizą zajmowała się EVA oraz cały sztab techników. Generał Stark przeglądał je pobieżnie i tylko te, które były ważne. Generał obserwował  bombowce lecące w kluczu bojowym w stronę nowego miejsca ataku przesłanego przez pułkownika Johansena. „Orki” bombowce był oznaczone jako „Areo-F-D1”. Za chwilę EVA przełączy obraz na widok z kamer bombowców. W pewnym momencie obraz na stole taktycznym podzielił się. EVA zakomunikowała o nadejściu ważnej wiadomości od zwiadowców. Na powstałym ekranie pojawiła się sylwetka dowódcy zwiadowców. Obraz był dobrej jakości.
– Generale. Czy mnie słychać? Porucznik Smith z tej strony. Dziesiąty batalion zwiadu.
– Głośno i wyraźnie. Proszę o raport.
– Sprawdziliśmy wszystkie budynki oraz zniszczone pojazdy. Nikt nie ocalał. Jednak postępując zgodnie ze wskazówkami pułkownika Johansena przeprowadziłem dalszy rekonesans z zachowaniem najwyższej ostrożności.
– Do rzeczy – ponaglił generał Stark.
– Już chwileczkę. Ustawiam podgląd z lornetki. Proszę czekać.
Zwiadowca podniósł swoją lornetkę i zbliżył się do krawędzi kanionu. Lornetka zwiadowcy była zaawansowanym modelem który posiadał super zbliżenie, filtry widma światła, mikrofon kierunkowy zdolny wychwycić drobny szmer oraz czujniki kierunkowe podobne w MSA. Nawet zamaskowane jednostki stawały się widoczne. Lornetka była w pełni zintegrowana z EVA oraz HUD w hełmie żołnierza. Dzięki temu dowództwo mogło łatwo zlokalizować zagrożenie i wyeliminować je. Porucznik Smith skierował lornetkę na równinę znajdującą się kilka kilometrów dalej. Kaniony utworzone były przez rzeki, które płynęły tu kilka tysięcy lat wcześniej. Wytworzyły się naturalne doliny wśród skalnych kanionów. Ściany kanionów nie wszędzie były pionowe, gdzieniegdzie pięły się łagodnie ku górze. Obraz z lornetki wyostrzył się. Oczom generała ukazał się widok zapierający dech w piersiach. Pod płaszczem ochronnym pola maskującego znajdowało się kilkadziesiąt czołgów klasy „Kleszcz”, kilka jednostek mobilnej artylerii, mnóstwo cyborgów różnej klasy oraz setki motocykli bojowych. Mobilne generatory maskujące stały rozstawione tak, aby ich pola maskujące nachodziły na siebie, co dawało spory zamaskowany obszar. EVA automatycznie zaznaczyła jednostki bojowe wroga i rozplanowała ich położenie na mapie taktycznej. Po chwili wyjechały z kanionu nowe generatory i ustawiły się tak, aby zamaskować nowe jednostki. Tak też się stało. Po kilku sekundach powietrze zaczęło drgać a przybyłe jednostki wroga rozpłynęły się w powietrzu. Porucznik Smith odszedł od krawędzi i rzekł.
– Widział to pan, panie generale? To samo dzieje się przy posterunku numer jeden. To trwa już kilka minut. Gromadzą siły do przeprowadzenia ataku. W wąskich kanionach można było by ich łatwo pokonać. Nasze posterunki musiały im przeszkadzać więc je rozwalili.
Generał Stark odpowiedział od razu – Tak widzę. Najwidoczniej atak nastąpi wcześniej niż podejrzewaliśmy, albo będzie szykować się do ataku, gdy my ruszymy. Dobra robota poruczniku. Wracajcie do bazy. Prześlij dane dla pułkownika Johansena.
– Już to zrobiłem – odparł porucznik Smith – To wszystko. Odmeldowuję się. – mówiąc to rozłączył się.
Stark popatrzył przez chwilę na stół operacyjny.
– EVA. Jak idzie budowa MSA?
– MSA prawie na ukończeniu. Trwają ostatnie testy urządzeń wykrywających. Czy mam przełączyć do Fabryki Wojennej?
– Nie trzeba. Wyślij od razu MSA w pobliże naszych wojsk ekspedycyjnych. Rozdziel formację bombowców na trzy oddziały i wyślij też wszystkie myśliwce „Orka”. Niech zaatakują wszystkie zamaskowane jednostki wroga w skoordynowanym ataku. Naziemne jednostki wroga będące w zasięgu niech zaatakują nasze naziemne oddziały przy wsparciu lotnictwa. W czasie ataku przełącz się na kamery z Orek. Chcę widzieć efekty ataków.
Rozkaz przyjęty i wysłany do podległych jednostek. – zakomunikowała EVA. Generał Stark wyszedł na chwilę z centrum dowodzenia.

***

Fabryka Wojenna GDI była swoistym majstersztykiem nowoczesnego montażu jednostek wojskowych. Wysoki na dwadzieścia pięć metrów, szeroki  na piętnaście, długi na sto pięćdziesiąt siedem metrów gmach robił na wszystkich imponujące wrażenie. Pomalowany na kolor pustynny posiadał opancerzony i wzmocniony strop. Na górze zamocowane dwa potężne wentylatory doprowadzające powietrze do środka i odprowadzające nadmiar ciepła, które powstawało podczas budowy jednostek. Konstrukcja wzmocniona stalowymi belkami rozchodzącymi się w trójkąt po obydwu stronach budowli, która stała na wzmocnionym betonie. Pośrodku znajdowały się podzielone w połowie stalowe wrota, które rozsuwały się, gdy gotowa jednostka wyjeżdżała na zewnątrz. Zamontowane na dachu, nad wrotami lampy sygnalizacyjne oznaczały go jako wysoki budynek oraz oznajmiały budowę i wyjazd zmontowanej jednostki. W środku mieścił taśmę montażową, gdzie według wskazań dowódcy bazy powstawały jednostki bojowe lub niebojowe. Wytwarzano również amunicję do tych pojazdów. Wszystko zawierało w sumie mało miejsca, gdyż fabryka miała na wyposażeniu podobne urządzenie co Plac Budowy, które wytwarzało potrzebne elementy składowe z dowolnego materiału zbliżonego do ostatecznej wersji, przetwarzano nawet złom zbierany po bitwach.  Podzielona praca w fabryce polegała na wytworzeniu części składowych, potem roboty składały je jak z klocków, spawając, skręcając, montując całą elektronikę. Pracę automatów nadzorowało tylko dwunastu ludzi, najlepszych w branży techników nadzorujących składanie z elementów oraz kontrolerów jakości. Specjalne ładownice umieszczały potrzebną amunicję w specjalnych łozach, w zależności od typu pojazdu. Tankowano paliwo, w którego skład w większej części stanowiło tyberium. Potem kontrola sprawdzała czy wszystkie elementy pasują do siebie, czy nie ma żadnych usterek. Zamontowano specjalny łapacz kul, gdy oddawano salwy z dział lub z karabinów. Na sam koniec wzywana była załoga dla danego pojazdu. Wsiadała do środka i kierowała się na pole bitwy. Proces wytwarzania pojazdów zależał od jego wielkości oraz zastosowania. Prototypy były wytwarzane tylko po jednej sztuce celem ich przetestowania. Na ogół były kierowane zdalnie, ale operatorzy woleli sami kierować nimi i sprawdzać na bieżąco wszelkie systemy. Na ogół pancerze „Rosomak MK I” były wytwarzane w pół godziny, „Tytan MK I” w półtorej godziny. Mamut MK II był wykonywany przez kilka dni ze względu na jego wielkość oraz skomplikowaną budowę. Podobnie jak reszta bardziej zaawansowanych jednostek. Do budowy nowych jednostek wykorzystywano też zniszczone jednostki, które były zbierane z pola walki.
W chwili obecnej fabryce trwały ostatnie testy pięciu pojazdów zwane w skrócie MSA, czyli „Mobilny System Wykrywający”. MSA był długim na piętnaście metrów pojazdem osadzonym na czterech osiach, na których zamontowane były potężne szerokie koła z dużym bieżnikiem, tak aby pokonywać trudne tereny. Kabinę zajmowało tylko jedno miejsce przeznaczone dla kierowcy pojazdu. W dalszej części zamontowana była składana pięciometrowa wieża z super czujnym radarem, czujnikiem sprawdzającym gęstość powietrza, specjalną kamerą sprawdzającą fluktuację powietrza i czujnikiem promieniowania. Wieża była podłączona do komputerów będących umiejscowionych w specjalnej kabinie, gdzie zajmowało miejsce dwóch techników. Na ekranach wyświetlany był model bazy, oraz w szczególnych przypadkach model terenu. Pod nadwoziem były zamontowane trzy pary łap hydraulicznych podnoszących pojazd nad poziom gruntu tak, aby praca własnego silnika oraz innych urządzeń znajdujących się na wyposażeniu pojazdu nie wprowadzała dodatkowego zamieszania w odczytach z czujników.
Z tylnej części pojazdu specjalna sonda wbijała się na głębokość jednego metra. Miała za zadanie wykryć podziemny ruch wrogich pojazdów. Ich wiertła oraz napęd stanowiły specjalny wzorzec hałasów, który nie mógł być pomylony z czymś innym. Skanery oraz czujniki MSA miały zasięg dwudziestu kilometrów. MSA przechodząc w stan gotowości uruchamiał mrugającego na żółto koguta, zamieszczonego na drugiej kabinie, tak aby ostrzec przebywających w pobliżu personel. W końcu łapy hydrauliczne podnosiły kilkudziesięciotonowy ciężar. Technicy gorączkowo sprawdzali poprawność działania sensorów. Jeden z nich patrzył na tablet przyglądając się działaniom symulacji i wydając polecenia dla EVA.
– EVA. Wykonaj symulację podziemnych jednostek na różnych długościach od macierzystej bazy oraz zintegruj system obronny bazy.
–  Wykonuję. System wykrywa podziemne jednostki. System obronny bazy śledzi cele.
Technik widział na tablecie obraz z zaznaczonymi jednostkami podziemnymi zbliżającymi się do bazy. System namierzający zaznaczał jednostki żółtym pulsującym kwadratem przesuwającym się co kilkadziesiąt sekund tam gdzie aktualnie znajdowała się wroga jednostka. Głos EVA potwierdzał jednostki podziemne komunikatem „Wykryto podziemne jednostki”. Po chwili jednostki wyjechały z pod ziemi i zostały zniszczone przez systemy defensywne bazy. Oczywiście wszystko na symulacji, choć faktycznie wieżyczki na perymetrze obronnym obracały się w kierunku fantomów nadjeżdżających pojazdów. Technik wyłączył symulację i nakazał kolejne zadanie. – EVA. Przeprowadź symulację zamaskowanych jednostek również z systemami obronnymi bazy.
– Wykonuję. System wykrywa zamaskowane systemy. Integracja z systemami bojowymi bazy w pełni sprawna.
Technik sprawdził dane napływające z czujników MSA oraz dane z EVA. Wszystko się zgadzało. Obydwa systemy pracowały optymalnie.
– EVA. Pełna symulacja ataku wszystkich jednostek bojowych wroga. Wyznacz ich liczbę na ponad tysiąc jednostek każda. Atak ma przebiegać falami. Sama zdecyduj jak mają nas zaatakować. Czy zdążymy zniszczyć wszystkie i czy ocalimy nasze bazy?
– Wykonuję. Symulacja w toku. – zakomunikowała EVA. Symulacja trwała dobre dziesięć minut. Technik z uwagą obserwował poczynania EVA. Wieżyczki w symulacji strzelały do fałszywych celów bez marnowania prawdziwej amunicji. EVA zaprogramowała jeszcze pełny atak lotniczy na wszystkie bazy. Obciążenie wszystkich systemów było jak najbardziej prawdziwe, choć normalnie nic nie zostało włączone.  W końcu zakończyła się. Dane jakie napłynęły były nader dobre. Udało się obronić bazy dzięki systemowi „Ściany Ognia” oraz zintegrowanemu ogniowi systemów defensywnych. Były też straty, ale akceptowalne. W większości uległy zniszczeniu wieżyczki, oraz lądowiska. EVA nie doliczyła użycia jednostek bojowych przebywających w bazie. Technik przesłał zebrane dane dla generała Starka oraz pułkownika Johansena. Otrzymawszy potwierdzenie, technik pokiwał głową z zadowoleniem, podszedł do drzwi kabiny techników, wspiął się po metalowych schodkach i zajrzał do środka. Technicy monitorowali przebieg symulacji na zamontowanych wewnątrz terminalach.
– Panowie, jak odczyty wewnątrz? Symulacja przebiegła znakomicie. EVA rozwaliła wszystkie niewidzialne i podziemne jednostki.
– U nas to samo. Komputery wszystkich MSA odznaczały zniszczone jednostki i zaznaczały na bieżąco wszystkie niewidzialne i podziemne jednostki symulacyjne. Granatniki RPG oraz działka Vulcan rozprawiały się z nimi bez większego problemu. Sporo ich było, ale komputery pokładowe nie zawiesił się ani razu. Pojazdy gotowe do akcji. – wydał opinie technik siedzący przed klawiaturą. – EVA, zawiadom obsługę MSA, że mogą jechać na pole bitwy. Dwa z nich z ostawiamy w bazie.

***

Kierowcy wsiedli do kabin i odpalili silniki. Te z przyjemnym pomrukiem zaskoczyły od razu. Drzwi od fabryki otworzyły się na oścież i pojazdy jeden po drugim zaczęły wyjeżdżać na zewnątrz. Ustawiły się na placu przed budynkiem. Do środka pojazdów powsiadali technicy z obsługi. Gdy wszyscy technicy zajęli swoje miejsca pojazdy oznaczone „MSA-1” oraz „MSA-2” ruszyły w wyznaczone miejsca w bazie Alfa oraz Gamma, gdzie miały rozstawić się, aby skutecznie objąć znaczny teren wokół baz. MSA można było przełączyć w tryb automatyczny. EVA przejmowała całkowitą pieczę nad pojazdami oraz czujnikami. Ludzie byli potrzebni tylko do rozstawienia urządzenia i włączenia go.

Pojazdy oznaczone jako „MSA-3”, „MSA-4” i „MSA-5”. odjechały jeszcze dalej, tak aby ułatwić podjęcie ich przez „Orkę” dźwigo-zgarniarkę. MSA miały być rozstawione tuż po bombardowaniu w celu wyłuskania ocalałych pojazdów wroga oraz ochronić skoncentrowane wojska gotowe do ataku na bazy CABAL-a.

***

„MSA-1” podjechał na wskazane miejsce. Kierowca ustawił pojazd tak, jak kierowała EVA. Kierowca powiadomił o tym techników, że znajdują się na wybranym miejscu. Technik wcisnął przycisk przygotowania do rozstawu jednostki. Rozległ się krótki sygnał ostrzegawczy. Błyskający na żółto kogut znajdujący się na drugiej kabinie ostrzegał, że pojazd rozpoczyna manewr rozstawienia. Pojazd podniósł się na swych hydraulicznych łapach z lekkim pomrukiem serwomotorów. Po chwili znalazł się nad ziemią i komputer pokładowy zablokował łapy, tak aby pojazd w przypadku awarii łap hydraulicznych niespodziewanie nie opadł i nie uszkodził swoich sond lub przez przypadek kogoś nie rozgniótł. W miejscu gdzie pojazd się ustawił zostawiono niewielki otwór w betonie, który prowadził do powierzchni ziemi. Z pod spodu pojazdu wyjechała sonda, która zanurzyła się w otwór. Po chwili dotarła do ziemi i wbiła się w niego na głębokość metra. Od sondy odskoczyły cienkie igły, które zwiększyły czujność systemów wykrywających. Gdy tylko podziemna sonda została rozstawiona znajdująca się na pojeździe wieżyczka podniosła się na wysięgniku. Wieżyczka była wyposażona w aktywne i pasywne czujniki oraz radary.
Technicy siedzący kabinie kontrolnej, zaczęli pilnie wklepywać komendy do komputerów pokładowych. Szybko zintegrowano system MSA z działkami obronnymi, oraz z samym Centrum Dowodzenia. EVA przetestował ponownie cały system. Wszystko chodziło gładko i bez zakłóceń. Technicy wiedząc, że nie muszą siedzieć w pojazdach opuścili go. Podobnie jak kierowca. EVA przejęła całkowitą pieczę nad pojazdem. W między czasie drugi pojazd wykonał identyczny manewr w bazie Gamma. Zasięg sensorów był jednak za mały, aby objąć nimi perymetr gdzie ustawiały się wojska. Sensory pracując na najwyższych obrotach skanowały okrąg o promieniu dwudziestu kilometrów i ledwo co sięgały do wejść kanionów. Pozostałe MSA oczekiwały na podjęcie ich przez „Orki” dźwigo-zgarniarki. Te jednak były zajęte przenoszeniem jednostek bojowych ku wejściom do kanionów. Przygotowania do kontruderzenia trwały.