Rdzeń CABAL-a 9

***

Baza GDI
Kwiecień 2032
Lokalizacja: Płaskowyż Azande (północne tereny) – Republika Środkowoafrykańska.

Minął miesiąc od przybycia grupy operacyjnej generała Starka. Do skromnego oddziału dołączyły liczne oddziały skierowane do walki przez inne bazy operacyjne w Afryce. Sama baza operacyjna  sprawiała ogromne wrażenie. Wszystko zostało zmontowane, wybudowane i podłączone na czas. Zwiększyła się również liczba kontyngentu żołnierzy z kilkuset do kilku tysięcy. Napłynęły dostawy uzbrojenia z innych fabryk, tak aby uzupełnić braki. Fabryki w bazie zaczęły pełną produkcję uzbrojenia. Grupa saperów postawiła kolejne mini bazy z lotniskami dla „Orek”. Nie zamontowano tam „Ściany Ognia”, ale w pełni zastosowano standardowe systemy defensywne, wybudowano koszary dla załóg i personelu pomocniczego. Elektrownie zapewniły w stu procentach zasilenie wszystkiego co wymagało zasilania elektrycznego, prądu było nawet nadmiar. W tym dniu miał odbyć się test  aktywnego systemu defensywnego zwanego „Burzą Ognia”. Sam system składał się z dwóch elementów, mianowicie  generatora „Burzy Ognia” oraz sekcji trakcyjnych. Koszar wybudowano znacznie więcej niż na początku przewidywał plan. Baza rozrosła się poza planem. Dorzucono dodatkowe płyty betonowe.
Pułkownik Bauer stała przy potężnym generatorze, na razie wyłączonym. Jej przekrwione ze zmęczenia oczy pilnie obserwowały czynności jej ludzi. Właśnie podłączali specjalne przewody elektryczne do szyn dezintegratorów, zwanych również sekcjami, szynami, emiterami lub ścianami. Trzy grube przewody wykonane z nadprzewodników miały za zadanie przesłać strumień cząsteczek pola na emitery. Jeden z saperów włożywszy wtyczkę przewodu przekręcił ją i specjalnym kluczem zabezpieczył, aby nie wypadła lub się nie odłączyła. Rozległ się trzask zaskakujących na siebie zatrzasków mocujących. Drugi i trzeci przewód został również podłączony. Sprawdzono łączność pomiędzy trakcją a generatorem. Działała w stu procentach. Bauer sprawdziła swój terminal EVA. Generator był podłączony pod sieć energetyczną bazy. Generator można było naładować i w odpowiedniej chwili aktywować system defensywny. Pułkownik wpisała odpowiednie polecenia. Momentalnie nastąpił spadek mocy w sieci energetycznej bazy. Pułkownik miała na swym tablecie wskaźnik prądu wytworzonego oraz pobór mocy. Jeśli mocy było dużo pasek był zielono-żółto-czerwony. Gdzie zieleń oznaczała wytworzenie mocy ponad miarę, żółty pasek oznaczał pobór maksymalny, zaś czerwony oznaczał pobór ponad dolny limit w związku z czym EVA automatycznie wyłączała wszystkie systemy obciążające sieć. System był uciążliwy, ale pozwalał dowódcom szybko reagować co należy ręcznie wyłączyć, aby przywrócić minimalne zasilanie. Odłączone zbędne sekcje pozwalały na zasilenie newralgicznych systemów bazy. EVA automatycznie dokonywała przełączenia zasilania. Decyzję co należy odłączyć zostawiano dowódcom, aby sami decydowali co można odłączyć a co nie. To pozwalało na regulację oraz porządek w systemie zasilania np.: systemów obronnych. Podczas aktywacji Generatora pasek zasilania bazy z zielonego zjechał na żółty. Generator ładował się pobierając prąd wprost z elektrowni.
– Przy takim poborze mocy powinien naładować się w ciągu pięciu minut – pomyślała pułkownik Bauer. Generator pracował coraz głośniej gromadząc potrzebną mu energię. Po pięciu minutach, generator zgromadził odpowiednią moc w swych pojemnych kondensatorach. Specjalne przetwornice zmieniały i potęgowały zgromadzone napięcie elektryczne na wyjściu. EVA miała baczenie, aby wartości nie przekroczyły skali krytycznej. W odpowiedniej chwili odłączała automatycznie dopływ elektryczności do generatora. Tak też się stało. Pułkownik pilnie obserwowała przepływ mocy, moc zgromadzoną i niedługo uwolnioną. Sprawdziła też stan emiterów pola dezintegrującego. Były w stu procentach sprawne. Emitery pola dezintegrującego były wykonane z nadprzewodników oraz specjalnych stopów metali. Dla wzmocnienia zastosowano szynową trakcję. Jedna sekcja miała trzy metry długości i jeden metr szerokości. W środku przebiegały nadprzewodniki podłączone do specjalnych kryształów, które były wykonane z tyberium, przepuszczony przez nie prąd powodował powstanie silnej fali dezintegrującej. Specjalne działka kierowały energię pola dezintegrującego w otoczce silnego pola elektromagnetycznego w górę. Pole dezintegracyjne powstawało ponad centymetr nad emiterami, a naładowane cząstki biegły pionowo na kilkaset metrów. Zbadano na jaką wysokość cząsteczki dezintegrujące docierają. Okazało się, że na ponad dwieście metrów ponad poziom bazy. Nie były tak silne jak przy emiterach, ale wystarczyły na uszkodzenia pancernej płyty, którą włożono w strumień cząstek. Wszystko było gotowe do przeprowadzania testu. Grupie techników przyglądała się grupa żołnierzy. Dyskutowała ze sobą. Jeden z nich, odważniejszy podszedł do pułkownik Bauer. Ta spojrzała na żołnierza ciekawa co ma on do powiedzenia.
– Słucham szeregowy? – zapytała patrząc w swój tablet.
– Pani pułkownik mam pytanie jeśli można. – zwrócił się do oficera. Ta skinęła głową, aby szeregowy zadał to pytanie i odczepił się. – Co się stanie jak w pole emiterów włoży się rękę, albo przez przypadek wpadnie – zapytał się żołnierz, obserwujący poczynania saperów.
Pułkownik oderwała wzrok od tabletu i spojrzała na niego, westchnęła i odpowiedziała.
– Twoja rąsia wyparuje szeregowy. Przestanie istnieć.  A jeśli wpadniesz w emitery to cząsteczki dezintegratora rozerwą twoje molekuły na strzępy i również wyparujesz, więc nie radzę wsadzać łap lub innych członków w pole dezintegracyjne. Nigdy nie widziałeś jak ono działa?
– Nie. Z pół roku temu zakończyłem szkolenie, ale nie widziałem tak skomplikowanego systemu defensywnego.
– Powinni was na szkoleniach uprzedzać, aby nie wsadzać łap tam gdzie nie trzeba lub włazić na szyny dezintegracyjne. Chcesz zobaczyć co się stanie jak emitery zaczną pracować, a na szynach emiterów będzie jakiś przedmiot? – zapytała się Bauer z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Widząc minę szeregowego wiedziała co odpowie.
– Tak jest pani pułkownik. – odpowiedział szeregowy widocznie zaciekawiony.
– OK. Cofnąć się wszyscy od trakcji – rzekła pani pułkownik i spojrzała na swój tablet. Generator był naładowany i gotowy. Przełączyła się na komunikator wewnątrz hełmu –  EVA. Testuję pole. Proszę zawiadomić wszystkich. Pełne obciążenie sieci.
Wysyłam sygnał ostrzegawczy. Proszę czekać – odezwała się EVA.
Megafony w bazie ożyły. Najpierw zabrzmiała syrena alarmowa. Po czym w bazie rozległ się głos EVA:
Uwaga. Do wszystkich. Zostanie zaktywowana „Burza Ogniowa”. Proszę cofnąć się od emiterów. Zamykam też przestrzeń powietrzną nad bazą. Wstrzymuję ruch naziemny. Cofnąć się od emiterów. Test rozpocznie się w dziesięć sekund po ogłoszonym komunikacie.
Kombajny od tyberium były kierowane automatycznie, więc wyłączyły się. Reszta sprzętu prewencyjnie została oddalona od emiterów. Pułkownik bez słowa postawiła skrzynkę z narzędziami na emiterze i szybko cofnęła się. Sprawdziła, czy już można aktywować osłonę. Wpisała odpowiednią komendę na swoim terminal EVA.
Obrona „Burza Ognia” została aktywowana – oznajmiła EVA.
Rozległy się dźwięki przypominający syki oraz trzaski. Generator pola był już naładowany maksymalnie. Aktywowany skierował swoją energię wprost na linię emiterów pola. W mikro sekundach mała wartość elektryczności popłynęła naokoło trakcji emiterów. System zarządzający „Ścianą Ognia” sprawdził połączenie pomiędzy emiterami a generatorem. Wszystko było gotowe. Generator dostarczył większą dawkę energii elektrycznej. Powietrze na szerokości jednego metra emiterów pola przez sekundę zadrżało, po chwili w górę na kilkadziesiąt metrów wystrzeliła niebieskawa ściana. Cząsteczki powietrza pobudzone przez silne pole dezintegrujące, sprawiały, że ściana świeciła się lekko niebiesko. Uwięzione w fali pola ochronnego szybkie cząsteczki ocierając się o siebie wydawały dźwięk jakby wybuchający gejzer lub szum gorącej lawy na zimnym powietrzu. Wytworzona ściana była całkowicie nieprzenikalna ze względu na specyficzną częstotliwość fali dla przedmiotów oraz różnych rodzajów energii. Tak jak powiedziała żołnierzowi pułkownik Bauer. Dotknięcie ściany gołą ręką jak i jakimś przedmiotem spowoduje natychmiastowy rozpad cząstek obcej materii, co wywoła wyparowanie obcego elementu. Zostawiona skrzynka na emiterach zaskwierczała, po czym zaświeciła i wyparowała. Działanie pola było dość proste, mianowicie chodziło o zamianę energii mechanicznej oraz masy danego ciała fizycznego wchodzącego w zasięg fali pola na energię cieplną, czyli rozpraszało energię mechaniczną i kinetyczną niszcząc obcy obiekt. Zatrzymywała również rozgrzaną plazmę wystrzeliwaną z myśliwców Nod „Strzyga”. Plazma zwalniała na polu siłowym, a jej energia była rozpraszana we wszystkich kierunkach. Wadą ściany była niemożność zatrzymania gazów tyberyjskich oraz promieni laserowych. Cząsteczki bardzo trującego mutagennego gazu były inne niż cząsteczki powietrza, więc mogły przebić się przez pole, choć w dużym utrudnieniu. Dodatkowo centymetrowe luki nad emiterami dawała możliwość przeniknięcia gazu w chroniony perymetr. Z daleka na szczęście nie było widać aktywnego pola. Emitery dezintegratorów pracowały jak należy, bez utraty energii, bez wahań promieniowania. Kryształy obrobione przez nanoroboty nie pękały i wytrzymywały ogromne napięcie i natężenie elektryczne.  Przepływ mocy też był w normie. Pułkownik Bauer patrzyła na terminal EVA i sprawdzała wszystkie napływające informacje. Pole działało około dwóch minut. Żołnierz, który nie widział działania tego systemu defensywnego patrzył na rozpadającą się skrzynkę. Cofnął się w obawie, że pole dezintegrujące zniszczy i jego.  W pewnym momencie odwrócił się do pułkownik Bauer.
– Pani pułkownik, mogę strzelić w pole ochronne? – zapytał się kierując swój karabinek w stronę ściany. Pułkownik spojrzała na ciekawskiego szeregowego.
– Strzel. Zobaczysz, że nic nie przeleci na drugą stronę. – zapewniła go Bauer. – Przy okazji, chcemy zobaczyć czy działa. Śmiało.
Żołnierz odbezpieczył karabinek i strzelił serią. Pociski z piskiem wpadły w pole dezintegrujące, zajaśniały i wyparowały. Żołnierz przełączył na granatnik plazmowy, spojrzał na pułkownik Bauer. Ta skinęła głową. Granat plazmowy mógł stopić nawet pancerz cyborga. Wystrzelił. Granat po mikro sekundach pękł i rozgrzana plazma wpadła w pole. Rozpłynęła się na nim jak plama oleju na wodzie. Żołnierz zabezpieczył broń. Spojrzał na pole ochronne. Minęły już cztery minuty.
– Niesamowite. Jakby czarodziejska ściana. – szepnął zdumiony i zaaferowany.
– To tylko nauka i technologia, szeregowy – odparła pułkownik. Znów coś wpisała. Tym razem wieżyczki obronne skierowały się w stronę wnętrza bazy. Zobaczyła zdziwioną i zaniepokojoną minę żołnierza. Uśmiechnęła się.
– Spokojnie. EVA zezwala tylko na to podczas testów pola. Inaczej w życiu bez zagrożenia wewnątrz bazy tak wieżyczek nie można obrócić. Chyba żebyś był z Nod. – mówiąc to uśmiechnęła się i mrugnęła w stronę żołnierza. Ten odpowiedział jej nerwowym uśmieszkiem. Wpisała kilka dodatkowych poleceń. Wszystkie wieżyczki zaczęły strzelać w pole. Pociski z działek, granaty „RPG” oraz rakiety przeciwlotnicze nie spenetrowały pola nawet na trzydzieści centymetrów. Widać było jak rakiety i granaty wyparowują, granaty nawet nie eksplodowały. Tam gdzie uderzały pole świeciło się na ciemno czerwono. Nagle rozległa się syrena. Zostało jeszcze trzydzieści sekund do dezaktywacji. Wieżyczki przestały strzelać i automatycznie skierowały się na zewnątrz bazy. Pole po trzydziestu sekundach jak się nagle pojawiło, szybko wygasło. Z megafonów popłynął głos EVA.
Obrona „Burza Ognia” została dezaktywowana – oznajmiła EVA. Po czym dodała – Można już bezpiecznie wejść na emitery. Wznawiam ruch w bazie.
Pułkownik Bauer zanotowała coś w swym tablecie. Wydała ostatnie rozkazy podwładnym, po czym skierowała się w stronę budynku Centrum Dowodzenia i Zarządzania bazą GDI. Minęła po drodze budynek Centrum Technicznego, gdzie wytwarzano tajne komponenty do nowoczesnych urządzeń i pojazdów bojowych. Do Centrum Dowodzenia był dostawiony jeszcze jeden budynek, mianowicie Centrum Ulepszania. Pod tą tajemniczą nazwą nie kryło się nic, poza tym, że zamontowane były na nim dwa silne nadajniki satelitarne. Sam budynek nie miał wejścia, za to posiadał specjalną jednostkę EVA, która zawierała kody pozwalające na użycie działa jonowego oraz zrzucenia kapsuł. Sam system kodowania był objęty super tajnym szyfrem wojskowym transmisji komend odpalenia działa jonowego oraz komend dla orbitalnej platformy na „Filadelfii” ze oddziałami komandosów GDI. Dowódca polowy wskazywał miejsce lądowanie specjalnych kapsuł zrzutowych w których siedzieli żołnierze. Ten transport był bardzo szybki, ale ryzykowny. Kapsuły wyposażone były w swój napęd rakietowy, stery do lekkiego sterowania kapsułą, oraz kompensatory inercji, czyli system redukcji siły bezwładności redukujący osiemdziesiąt procent przeciążenia G, aby żołnierze nie stracili przytomności lub nie zginęli podczas silnego przeciążenia zgnieceni na miazgę. Kilka kilometrów nad ziemią, system włączał silniki hamujące, kapsuła schodziła lotem balistycznym, będąc kilkadziesiąt metrów nad ziemią silniki hamujące osiągały maksymalny ciąg. Z przodu kapsuły zamontowano pojedyncze działko systemu „Vulcan”, które kilkanaście sekund przed lądowaniem ostrzeliwało dany teren, aby zneutralizować zagrożenie. Działko strzelało automatycznie, wiec zrzut nie mógł nastąpić na terenach opanowanych przez siły GDI lub sojuszników. Po wyhamowaniu stery automatycznie prostowały kapsułę, która uderzała lotem ślizgowym w ziemię. Owiewka kabiny wykonana z pancernej szyby podnosiła się niebywale szybko, aby żołnierz mógł szybko wyskoczyć z kabiny. Ci specyficzni komandosi wiedzieli na co są narażeni i jakie jest ich zadanie. Inne frakcje wojsk GDI nazwali ich „Skoczkami Kosmosu”. Komandosi wyposażeni byli w granatniki plazmowe MK III lub w karabinki impulsowe M16 MK II zdolne rozerwać korpusy cyborgów zaledwie jednym strzałem.
Sygnału satelitarnego nie można było przechwycić czy skopiować. Nie można było odpalić działa bez autoryzacji dowództwa na „Filadelfii”. Jedyne połączenie z tą bronią znajdowało się w Centrum Dowodzenia, dzięki któremu można było objąć władanie nad najpotężniejszą bronią w arsenale GDI. W przypadku przejęcia przez wroga, budynek miał zamontowane potrójne zabezpieczenie. Pierwsze niszczyło jednostkę EVA a wraz z nią kody dostępu, drugie zabezpieczenie niszczyło nadajniki satelitarne, zaś trzecie wysadzało budynek w powietrze. System autodestrukcji był niezależny od Centrum Dowodzenia.
Sam budynek Centrum Dowodzenia, nie był duży. Był wysoki na dwa piętra. Zamontowane były również okna, oszklone specjalnym pancernym ciemnym szkłem, które nie odbijało światła. Fasada budynku pomalowana była na brązowo-piaskowy kolor pustynny. Kształt budynku stanowiło półkole, z czego wznoszące się ku górze. Na najniższym podium zamontowane były koliste obiekty. Zapewne radary dopplerowskie lub inne formy komunikacji oraz wczesnego ostrzegania. Instalacje radarowe były zamontowane w oddzielnym budynku, również podłączonym z Centrum Dowodzenia. Pośrodku po wewnętrznej stronie półkola, prowadziło jedno szerokie wejście. Automatyczne przeszklone drzwi, którymi zarządzała EVA. Nikt nieupoważniony nie mógł wejść do środka budynku. Na najwyższym punkcie dachu miał zamontowane systemy łączności naziemnej.  Ruchome Centrum Dowodzenia zostało zabrane przez ostatni odlatujący transporter orbitalny, zaś cale dowództwo zostało przeniesione do budynku dowodzenia. Pułkownik Bauer skierowała się do wejścia. Nie widziała żadnych kamer. Jak tylko się zbliżyła specjalne skanery odczytały jej dane, na podstawie sylwetki oraz zebranych informacji z jednostki EVA. Mimo to, drzwi pozostały zamknięte. Pułkownik podeszła do drzwi.
Proszę o identyfikację poziomu bezpieczeństwa – popłynął z niewidzialnych głośników głos EVA.
– Pułkownik Laura Bauer. Kod identyfikacyjny to Delta-Siedem-Alfa-Cztery.
Drzwi w tym momencie otworzyły się. Pułkownik weszła do środka. Minęła dodatkowe bramki zabezpieczające. Widziała za szybami pancernymi strażników GDI w pełni uzbrojonych. W budynku było chłodno, klimatyzacja działała na pełnych obrotach. Ona i jej ludzie stawiali najdłużej właśnie ten budynek oraz inne newralgiczne budynki. Wiedziała o nich wszystko. W końcu sama stawiała ten budynek wraz ze swoimi ludźmi. Niektórych elementów nie montowała. Zajmowały się tym inne sekcje saperskie przysłane przez wywiad wojskowy oraz wydział broni kosmicznych. Ona i jej ludzie nadzorowali tylko podłączenie wszystkich systemów.
Pułkownik skierowała swe kroki w stronę szatni. Szatnia oprócz szafek, pralni i pomieszczeń na brudną bieliznę miała też oddzielne prysznice dla kobiet i mężczyzn. Pułkownik weszła do przebieralni z której można było udać się wprost pod prysznice. Rozebrała się do naga i szybko się umyła. Jej nagie ciało było umięśnione, ale bardzo zgrabne. Była też ładnie opalona. W końcu skończyła prysznic. Wytarła się ręcznikiem i założyła czystą bieliznę. Nie chciała pójść na spotkanie brudna i śmierdząca. Po krótkiej toalecie założyła czysty mundur zaś brudny włożyła do swojej szafki na brudną bieliznę (każdy miał indywidualną szafkę, oraz podpisane umundurowanie, aby w pralni nikt się nie pomylił). Pancerz schowała do swojej szafki osobistej. Wzięła swój podręczny terminal EVA, sprawdziła ostatnie zaległe raporty od swych ludzi i przekazała je do głównej jednostki. Prysznic pomógł jej odświeżyć się. Wyszła z pomieszczenia i ruszyła w stronę Sali operacji strategicznych. Widziała kręcących się żołnierzy, techników, oficerów i podoficerów. Wszyscy byli czymś zajęci. Weszła do windy. Po wydaniu stosownego polecenia, winda zawiozła ją na najwyższe piętro. Za biurkiem w recepcji siedziało dwoje oficerów w randze porucznika i podporucznika. W uszach mieli małe słuchawko-mikrofony. Tu harmider i ruch był nieco mniejszy. Widziała napis nad drzwiami brzmiący „Sala Operacji Strategicznych”. Tam z pewnością będzie generał Stark. Nie chciała rozmawiać przez terminal łączności.
– Przepraszam. Pani pułkownik do kogo? – zapytał się porucznik spoglądając na starszego stopniem oficera.
– Do dowódcy, poruczniku – oznajmiła Bauer.
– Dowódca bazy w tej chwili odpoczywa i nie ma go w sali. – oznajmił drugi oficer.
– Cholera jasna. – pomyślała, ale głośno zapytała – Czy jest może zastępca?
– Tak. Pułkownik Johansen jest na służbie. Pokój numer „15C”. – mówiąc to wskazał dalej w korytarz. Pułkownik Laura Bauer podziękowała skinieniem głowy i skierowała się w stronę wskazanego pokoju. Przeszła prawie cały korytarz, aż zobaczyła oznaczone drzwi. Dalej znajdowała się sala konferencyjna. Wcisnęła przycisk przy drzwiach. Odezwał się brzęczyk oraz głos pułkownika zapraszający do wejścia. Weszła do środka. Za biurkiem siedział pułkownik Johansen. Akurat rozmawiał z kimś przez łącze satelitarne. Skinął ręką, aby usiadła. Po skończonej rozmowie, spojrzał na pułkownik Bauer.
– Witaj Laura – gromko rzucił pułkownik Johansen, uśmiechając się przy tym radośnie. Na jego obliczu nie było widać zmęczenia ani niewyspania. Pułkownik Bauer uśmiechnęła się lekko, choć nie miała ochoty na żarty. Usiadła na fotelu przed pułkownikiem Johansenem.
– Melduję gotowość systemów defensywnych. Chcę złożyć raport i iść spać – mówiąc to wysłała zaległe raporty do jednostki EVA. Po chwili otrzymał je Johansen. Przeglądał uważnie i zaakceptował wszystkie. Spojrzał na pułkownik i rzekł – Teraz możesz iść spać. Zabronię ciebie budzić, choćby paliło się. Szef saperów musi być sprawny i gotowy a nie jak nie przebierając w słowach: Jak psu z gardła wyciągnięta. Dam tobie czas wolny do jutra, a dokładniej do ósmej z rana. O ósmej Stark zwołał naradę. Wypadałoby wpaść.
– Dobra. – odrzekła Laura z lekkim uśmiechem – Co do samego generatora oraz trakcji „Burzy Ognia”, to wszystko gra. To też masz w raporcie.
– Cholerstwo nie może działać dłużej? – zapytał pułkownik przeglądając dane.
– Nie. To względy bezpieczeństwa. Kiedyś testowaliśmy jak długo można ładować bez zabezpieczenia. Wyszło siedemnaście minut, ale kondensatory siadły przy tej wartości i generator eksplodował. Ilość zgromadzonej energii jaka została wyzwolona usmażyła wszystko w promieniu kilkudziesięciu metrów.  Dobrze, że nikt nie zginął, ale sprzęt warty kilkadziesiąt milionów poszedł w cholerę. Miałam z tego dużo nieprzyjemności i przedłużono mi okres awansu na pełnego pułkownika o trzy lata. Biurokratyczne świnie.
Pułkownik Johansen nie skomentował wypowiedzi Bauer, bo wiedział, że tylko w jego towarzystwie może się tak odzywać. Przy innych oficerach, zwłaszcza starszej kadry jest nader grzeczna. Pułkownik przez chwilę zadumał się.
– Nie martw się, awans i tak otrzymasz. Zastanawia mnie pewien fakt, że w Hammerfest urządzenie działało dłużej niż przez siedemnaście minut. Co prawda przez zdrajcę wróg przechwycił naszą bazę, ale udało nam się ją odzyskać. McNeil był bardzo strapiony i smutny po tej misji. Zwłaszcza jak dowiedział się, że to jego brat wszystko zrobił. Jak to możliwe, że generator tyle pracował?
– Musieliśmy zrezygnować z tego rozwiązania. Właśnie dlatego wprowadziliśmy kondensatory, które przetrzymują energię i ładują generator po pewnym czasie. Mamy wiele baz, które posiadają „Burze Ognia” i są dość ważne. Dzięki automatycznemu wyłączeniu w razie potrzeby możemy odbić lub zniszczyć bazę. Generator z ciągłym dostępem elektryczności może pracować bez przerwy. To się zgadza, ale jeśli wróg opanuje bazę, zanim aktywuje się generator tak jak to było w Hammerfest to potem nie będzie możliwości jej odbicia bo generatora z zewnątrz nie można będzie wyłączyć. Chyba, że zniszczymy go przy pomocy działa jonowego lub zniszczymy elektrownie. Dzięki kondensatorom, mamy pewność że pole samo się wyłączy i kłopot znika. Uprzedzając pytanie. Można zdemontować kondensatory, ale po co? Aktywacja ściany jest szybka, poza tym demontaż trwa kilka ładnych dni. Więc nawet jak wróg zdobędzie bazę to jej tak prędko nie zabezpieczy „Burzą Ognia”.
– Ciekawa logika – stwierdził Johansen – Dobra, do jutra masz wolne.
– Dzięki. – mówiąc to wstała, zasalutowała i wyszła. Pułkownik przejrzał jej wszystkie raporty. Tak, baza była gotowa do działania. Według prognoz, burza jonowa za kilka dni przejdzie, ale jednostki już trzeba przerzucić bliżej baz CABAL-a. Wstał zza biurka i wyszedł ze swego biura. Skierował się w stronę windy. Wszedł do niej i zjechał na drugie piętro. Znajdowała się tu sekcja wywiadu i kontrwywiadu. Wyszedł z windy, przeszedł przez bramki bezpieczeństwa. Siedzący strażnik potwierdził tożsamość. Wszedł do jednego z pokoi. Siedzący za biurkiem oficer uśmiechnął się szeroko.
– Witaj Thomas – wstał i wyciągną dłoń na powitanie.
Pułkownik Johansen był lekko zaskoczony widokiem oficera, ale postanowił, że nie będzie wszczynał awantury. Spojrzał na wyciągniętą rękę, po chwili wahania podał dłoń i uścisnął mocno dłoń, aż za mocno. Oficer skrzywił się, Johansen puścił jego dłoń. – I jeszcze coś. Nie jesteśmy po imieniu. Zwracaj się do mnie panie pułkowniku Johansen lub samo pułkowniku. – rzekł spokojnie Johansen. Oficer w randze podpułkownika chrząknął i odrzekł – Przepraszam panie pułkowniku. To się nie powtórzy. Zatem w czym możemy pomóc?
– Mam problem z przepływem informacji. Od ponad miesiąca czekam na dokładniejsze dane – odpowiedział Johansen – Zażądałem udostępnienia informacji na temat lepszego rozpoznania. Wiem, że nasz wywiad ma całkiem dobre zabawki szpiegowskie a tu napotykam ścianę. Czy mam ryzykować życie wszystkich żołnierzy? No i rodzi się kolejne pytanie. Co tu robią dupki z operacji specjalnych czyli ty?
– Takie otrzymałem rozkazy i zostałem tu skierowany – odburknął pułkownik – Poza tym znasz klauzulę. Bo sam jej podlegałeś.
– Nieważne. Skoro ja tu jestem to masz mnie się słuchać. Mamy do przebycia dwadzieścia kilometrów, aby ich zaatakować, a nie widziałem tych informacji w EVA. Ty czy twoi ludzie mają uzupełnić te dane. Jasne?
– Tak panie pułkowniku – odparł oficer poczerwieniawszy na twarzy – Już wydaję odpowiednie rozkazy.
Pułkownik Johansen skinął głową i wyszedł bez słowa. Oficer wywiadu po wyjściu pułkownika odsapnął. Wstał zza biurka i skierował się do grubych, czarnych pancernych drzwi, bez żadnych oznakowań. Wszedł na czarną matę, przyłożył rękę do czytnika. Po chwili wykonał to samo, tylko skierował oko na czytnik siatkówki. EVA rozpoznawszy oficera, wpuściła go za pancerne drzwi. Ten wszedł do środka. Usiadł na krześle. Przed nim zawieszony był ekran ciekłokrystaliczny. Na środku widniał symbol GDI. Łączność była utrudniona, ale wywiad wojskowy obniżył swoje satelity komunikacyjne na niższą orbitę, dzięki temu sygnał przebijał się przez warstwę chmur bez większego problemu.
– EVA. Otwórz kanał łączności z generałem Ianem Berkleyem. Autoryzacja bezpieczeństwa Delta-Fokstrot-Siedem-Dwa-Trzy. Pułkownik służb wywiadowczych Peter J. Winston.
Tożsamość potwierdzona. Proszę czekać.
Ekran zamigotał. Stał się ciemny, jednak po chwili ukazał się czysty i klarowny obraz. Ekran zapełniała postać generała Berkleya siedzącego za biurkiem. Zastosowane połączenie było bardziej szyfrowane, niż kody do odpalenia działa jonowego. Generał akurat pił herbatę. Odstawił szklankę i odezwał się.
Witaj Peter. Co nowego?
– Generale. Melduję obecność pułkownika Thomasa Johansena w tej bazie. Już na mnie naskoczył. Chciałbym prosić o odwołanie z misji jego lub mnie.
Ja sam skierowałem Johansena do tej misji i ta prośba jest niemożliwa – odpowiedział generał Berkley – W tej chwili nie mam zastępstwa a Johansena nie odwołam, bo będzie jeszcze przydatny. Ciebie też nie. Macie się dogadywać.
Winston skrzywił się, bo wiedział, że generał nie odwoła Johansena.
–  To ryzykowne zatrudniać oficera, który działał w naszej komórce i lekko mu odbiło. Mimo jego znakomitej wiedzy oraz zawodowstwa. Tu akurat jestem pełen podziwu dla niego.
Coś ci zrobił? – zapytał się generał.
– Nie.  Przyczepił się tylko do pewnych spraw. – widząc minę generała szybko dodał – Chciał uaktualnienia danych wywiadowczych. Obawiam się, że jego nastawienie do naszych planów, może go bardziej rozzłościć, a wtedy będzie nieobliczalny. I to ja znajdę się na celowniku. Po co pan się z nim bawi? Wystarczy, że wyda pan rozkaz a pułkownik zniknie bez śladu. On naprawdę nam zagraża.
Generał uśmiechnął się.
Nie martw się. Jakoś go przekonam, aby wrócił na macierzyste łono. Zwłaszcza po tym, że jego marzenie zostało niemal spełnione. Potrzebujemy też jego danych, które nam delikatnie mówiąc wykradł a kopie zniszczył bezpowrotnie. Na sąd nie mógł być skazany, bo nasza komórka oficjalnie nie istnieje. A teraz jest zbyt lubiany.
– Tego właśnie nie rozumiem. Przecież to zagrożenie naszej organizacji. Z innym by się pan tak nie bawił, tylko pozbył się problemu. Oczywiście mam na myśli kasację umysłową a nie człowieka.
Nie wasza sprawa pułkowniku. Dla mnie ten człowiek jest ważny a jego umysł bezcenny. Ma wiedzę, która jest nam potrzebna. Wiesz dobrze, że Projekt Ares oraz TE-01 było jego oczkiem w głowie. Pracował nad tym kilka lat. A to, że wykradł dane z naszego laboratorium po tym tragicznym wypadku i zniszczył prawie wszystkie dane to już oddzielny rozdział. Od tego czasu mam baczenie na naszego pułkownika. Do tej pory trzyma język za zębami i robi swoje.
– Coś o tym wiem. – odpowiedział ponuro Winston.
Nie możemy mu nic zrobić. Jednak zastosuję pewną argumentację, ale dopiero jak osiągniemy cel misji i zapewniam ciebie, że zgodzi się na powrót do nas. Ma żonę.
– Byłą żonę. – poprawił Winston.
– Tak, ale ich stosunki nie są takie złe.- odpowiedział generał. – Nie wchodź mu w drogę, zniknij z pokoju wywiadowczego i przenieś się sam dobrze wiesz gdzie. Sam przybędę w swoim czasie i przekonam go do współpracy.
– Skoro tak, to wszystko co miałem do zameldowania, sir. – odpowiedział Winston – Życzę miłego dnia panie generale.
Generał pożegnał się i rozłączył. Pułkownik Winston wyszedł z pomieszczenia i bez słowa skierował się w stronę wyjścia.