Tyberyjski Świt – Część 1
Rozdział I
Początek – „I stała się światłość”
Światem od zawsze wstrząsały mniejsze lub większe konflikty światowe zaś potęgi nuklearne nie raz trzymały już palce na czerwonych guzikach by zniszczyć oponenta. Na szczęście dla całego współczesnego świata widmo wojny atomowej oddaliło się, gdy do władzy doszli ludzie, którzy usłyszeli głosy przeciw rozpowszechnianiu broni nuklearnej.
W 1991 roku na mocy porozumień międzynarodowych znacznie ograniczono rozmieszczenie i posiadanie broni atomowej. Po tym czasie, przez cztery lata arsenał atomowy został częściowo zlikwidowany, a częściowo przetrzymywany w potężnych bunkrach. Nie we wszystkich krajach udało się przeprowadzić akcję demontażu broni nuklearnej, część głowic zaginęła.
W 1992 roku wybucha wojna domowa w Jugosławii. Na mocy dekretu Rady Bezpieczeństwa ONZ w rejon konfliktu skierowane zostają Niebieskie Hełmy ONZ jako siła rozjemcza, po roku czasu do akcji za zgodą ONZ wkraczają wojska NATO oraz inne organizacje wojskowo-cywilne. W 1995 roku następuje podpisanie paktu pokojowego przez wszystkie strony. Tak zaczyna się historia.
***
Kwatera Wojsk Sprzymierzonych JO-FOR
ul. Prvomajska, Sarajewo, Bośnia i Hercegowina.
14 kwietnia 1995
Wojna w Jugosławii zakończyła się po mniej więcej czterech latach krwawego konfliktu. Pomoc zachodnich wojsk nie wszystkim się spodobała, ale podpisano pakt pokojowy na mocy którego wrogie sobie siły zjednoczą się i przystąpią do odbudowy zniszczonego kraju, zaś ci odpowiedzialni za masakry staną przed trybunałem międzynarodowym. Reperkusje wojny były zbyt głębokie wśród narodów byłej Jugosławii, przez co państwo rozpadło się na mniejsze państwa rządzone przez dane nacje.
Politycy zgodzili się na to, gdyż nie chcieli znów rozpoczynać wojny, a sytuacja w Bośni nie była taka najgorsza. W samym Sarajewie, wojsko mając dosyć władzy prezydenckiej generała Milevicia, który zasłyną masakrami ludności usunęło go ze stanowiska prezydenta i dowódcy wojsk bośniackich. Dzięki temu zakończono spór o władzę. Władzę przejął generał Leon Widovic, który wszedł w układ z ONZ i pozwolił na tymczasową obecność „niebieskich hełmów”. Podporządkował całe siły bośniackie pod jurysdykcję ONZ, a sam przeszedł do cywila. Został wybrany na tymczasowego prezydenta. ONZ przejęło kontrolę nad miastem. Ludzie nareszcie mogli bezpiecznie chodzić po ulicach nie bojąc się kul snajpera. Kwatera wojsk sprzymierzonych, zwanych JO-FOR (od Joint Forces) znajdowała się na ulicy Prvomajskiej w dawnym ośrodku szkoleniowym policji. Sam budynek nie ucierpiał zbytnio podczas wojny, a był na tyle duży, że pomieścił licznych wojskowych z zagranicznych kontyngentów oraz lokalnych policjantów, którzy przeszkoleni mają pilnować porządku. Ustawiono tam cały sprzęt wojskowy do łączności oraz stamtąd kierowano patrolami wojskowo-policyjnymi po Sarajewie i okolicach.
***
Pod bramę wjazdową zagrodzoną dodatkowymi zaporami podjechał wolno samochód. Na szybie oraz na bocznych drzwiach posiadał oznakowania ONZ. Strażnicy stojący przy bramie pilnie obserwowali poczynania kierowcy, zaś żołnierze w gnieździe karabinu maszynowego M2 odbezpieczyli go i czekali na znak dowódcy. Kilka razy zdarzyły się konflikty, gdy niezadowoleni z przejęcia władzy zwolennicy poprzedniego prezydenta chcieli zaatakować jak nazywali – wrogie wojska i zdrajcy Widovicia.
Jeden z żołnierzy podszedł do samochodu i nakazał opuszczenie go przez siedzących w nim ludzi. Ci bez wahania wykonali polecenie. Za kierownicą siedział żołnierz w randze sierżanta, zaś dwaj pasażerowie byli po cywilnemu. Mieli ze sobą zapieczętowaną aktówkę. Żołnierz nakazał – Proszę otworzyć aktówkę.
– Możemy to zrobić, ale ty natychmiast trafisz na takie zadupie, skąd ptaki zawracają. – odpowiedział jeden z cywili.
Żołnierz nie odpowiedział, podszedł do kierowcy i nakazał mu zaparkować na wyznaczonym miejscu. Po czym ruszył z obydwoma cywilami w stronę bramy. Sierżant przestawił samochód na znajdujący się nieopodal parking. Lufa pół calowego karabinu podążała za samochodem i zatrzymała się, gdy wojskowy kierowca ustawił samochód na wyznaczonym miejscu. Żołnierz siedzący w aucie wyjął papierosa i zapalił go. Widział, że lufa karabinu maszynowego cały czas jest skierowana w jego stronę. Wiedział też że pociski z tego karabinu zrobiłyby sieczkę z niego samego oraz pojazdu w ciągu kilkunastu sekund.
Tymczasem dwaj cywile podeszli do bramy. Dowódca straży spojrzał na ich legitymacje. Podniósł słuchawkę telefonu i wcisnął przycisk wywoławczy. Przez chwilę rozmawiał z kimś z budynku. po skończonej rozmowie wpuścił cywili na teren kwatery.
Dwaj cywile w asyście strażnika schodami weszli na górę mijając kilku wojskowych i cywili. Podeszli do drzwi z napisem „Sekretariat”. Weszli do środka. Za biurkiem siedział adiutant dowódcy kwatery. Cywile pokazali swe legitymacje i oznajmili, że chcą widzieć się z dowódcą. Adiutant skontaktował się z dowódcą a ten nakazał wpuszczenie ich do pokoju. Dowódcą sił JO-FOR był generał Stefan Gruber z niemieckiego kontyngentu ONZ. Był wysokim dobrze zbudowanym mężczyzną z krótko obciętymi włosami. Wyższy mężczyzna przedstawił siebie oraz swego kolegę.
– Jestem agentem wywiadu wojskowego armii Stanów Zjednoczonych. Nazywam się pułkownik Kevin Ross, a to jest agent Jack Bell z innej agencji. Przyjechaliśmy do Sarajewa w pilnej sprawie. A bez pomocy lokalnych wojsk nie damy rady.
– Dlaczego przedstawiliście dokumenty, że jesteście z Interpolu? – zapytał generał podejrzliwie.
– To tylko przykrywka panie generale – odpowiedział niewinnie Ross – Nie wszyscy muszą wiedzieć po co zjawiają się oficerowie wywiadu. Liczymy na współpracę, bo sprawa jest delikatna.
– Mianowicie? – zapytał generał po przywitaniu się z nimi.
– Poszukujemy dwóch rzeczy. Zaginionych głowic atomowych oraz pewnego człowieka, który jest w to zamieszany – odpowiedział Ross.
– No to walnęliście niezłą bombę. No może nie do końca dobry przykład powiedzenia, ale dobrze wiedzieć, ale że głowice atomowe? Tu? W Sarajewie? – odpowiedział Gruber zszokowany tym co usłyszał. A po chwili zastanowienia dodał – W takim razie czym mogę panom pomóc? Nie mam specjalistów od broni atomowej. A moi żołnierze mają co innego na głowie. No dobrze, pokażcie tego poszukiwanego.
Agent Bell wyjął teczkę oznaczoną „Ściśle Tajne” po czym podał ją generałowi. Ten otworzył ją i przejrzał informacje. Na zdjęciu widniał łysy mężczyzna z bródką w wieku około trzydziestu lat. Oraz kilka innych fotografii. Wykonane z daleka przez teleobiektywy lub poprzez zdjęcia satelitarne. Przeczytał opis mężczyzny po czym zamknął teczkę i oddał ją agentowi Bellowi.
– Nie przypominam sobie, aby tego człowieka poszukiwano jako zbrodniarza wojennego. Nie jest na międzynarodowych listach gończych. I na pewno jest w Sarajewie?
– Tak. To potwierdzona wiadomość przez naszego agenta. Wiemy też, że dokonał zakupu dziesięciu głowic atomowych z byłych republik radzieckich. W tym trzy termonuklearne.
– Jasna cholera – wyrwało się generałowi. – A jak namierzycie tego człowieka? To miasto nie jest małe, dodatkowo mamy na głowie niezadowolonych ludzi z obrotu spraw. No wiecie, polityka. Zdarzały się ostrzały naszej kwatery i ataki na nasze konwoje oraz patrole. Musiałem wezwać bojowe śmigłowce, które napędziły stracha buntownikom. Na razie mamy spokój.
– Jesteśmy pewni, że chronią go radykalni i wierni żołnierze. Po to zgłosiliśmy to do pana generale, gdyż potrzebujemy żołnierzy w celu krycia naszej akcji. Wasza akcja będzie polegała na tym, że zwiększacie liczbę patroli. Waszym zadaniem będzie też nagłośnić sprawę, powiedzmy informacja o zwiększeniu bezpieczeństwa bo jakiś VIP się wybiera z wizytą. Przekażcie to lokalnym mediom oraz władzy, aby ludzie wiedzieli, skąd tyle patroli na ulicach.
– To trochę dziwne, że wasze organizacje przysłały tylko dwóch agentów – mówiąc to wskazał Bella oraz Rossa – I to bez wsparcia komandosów.
– A kto powiedział, że jest nas dwóch? Nasi ludzie są już tu od tygodnia. Działamy dyskretnie, aby nie spłoszyć ptaszka i jego gorącego towaru.Wśród jego wyznawców mamy tajnego agenta. Jego zadaniem było namierzyć ładunki nuklearne i założyć specjalny nadajnik. Niestety po jakimś czasie nadajnik przestał nadawać, a przynajmniej nie z taką mocą, aby ustalić koordynaty. Gdzieś ukryli ładunki i satelita nie mógł namierzyć sygnału. Wśród waszych ludzi znajdą się moi ludzie ze dokładniejszymi skanerami sygnału nadajnika. Jak znajdziemy głowice znajdziemy i jego.
– Zaczynacie mnie wkurzać – stwierdził sucho generał Gruber – Komandosi, agenci i co jeszcze? Czemu ja o tym nic nie wiem. Nie dość, że ryzykuję życie swoich ludzi to jeszcze mam osłaniać wasze tyłki? Tego już za wiele. Poproszę o imiona i nazwiska waszych przełożonych.
– Tajne operacje są poza pana jurysdykcją. Tu jest oficjalny rozkaz, aby pan współpracował i nie zadawał zbędnych pytań. A tym bardziej niepokoił naszych przełożonych. Poza tym jesteśmy tylko agentami Interpolu. Takie legitymacje pokazaliśmy strażnikom i niech tak zostanie. – mówiąc to agent Ross przekazał kartkę, którą wyjął z kieszeni kurtki.
Generał przeczytał go zaś pod spodem widniały wszystkie możliwe podpisy jego przełożonych. Spojrzał na obydwu agentów, po czym westchnął i wezwał swego adiutanta. Przekazał mu rozkazy.
– Przygotuj trzy dodatkowe samochody do patrolu oraz dwudziestu ludzi z koszar. Dokładniejszych wytycznych udzielą ci dwaj … oficerowie Interpolu. I zawiadom lokalne władze, że mam im coś do przekazania.
Ross i Bell wstali z miejsc po czym wyszli za adiutantem, żegnając się z generałem. Ten zaś usiadł w fotelu, po czym na głos powiedział – Te cholerne tajne agencje.
***
Obydwaj agenci zwołali swoich ludzi i wydali im skanery. Ci zaś przydzieleni zostali do poszczególnych patroli. Obydwaj agenci wsiedli do ostatniego samochodu. Na dachu umieścili niewielki czujnik, który był bardzo wrażliwy na wszelkie promieniowanie radiacyjne, nawet minimalne.Dodatkowo namierzyłby sygnał z nadajnika, nawet jeśli ten znajdowałby się kilkanaście metrów pod ziemią w żelbetonowym bunkrze. Ulice miasta były przejezdne, ale niektóre budynki ucierpiały podczas ostrzału. Skaner nie wykrywał promieniowania, ani sygnału. Siedzący na fotelach pasażera obydwaj agenci wykazywali lekkie znużenie. Musieli przebrać się w mundury JO-FOR, dodatkowo przydzielono im dwóch żołnierzy. Podoficera i oficera. Pojazd przejechał kilka skrzyżowań. Oficer chcący wykazać się zaczął snuć swoje opowieści.
– Milicja wciąż działa na tym terenie, zwłaszcza na terenie południowym miasta. Lotnisko jest ufortyfikowane przez wojska JO-FOR. Te dzikusy chowają się jak szczury i jak szczury atakują. Wyobrażacie sobie to, że nieraz podkładali bomby w różnych miejscach na ulicy. Jedna z nich była w ramie roweru. Dobrze, że to czołg najechał na ten rower. Ale pieprznęło. Pamiętasz Harris?. Czołgiści pewnie mieli pełne gacie. Na szczęście przetrzebiliśmy ich i teraz mamy spokój. Co by tu jeszcze…
– Czy możecie tyle nie gadać poruczniku – rzekł zdenerwowany Ross, który ze stoickim do tej pory spokojem przysłuchiwał się opowieściom porucznika – Od pół godziny chrzanisz jakim jesteś bohaterem. Gówno widziałeś i gówno wiesz.
– Jestem oficerem i liczę na odrobinę szacunku – żachnął się porucznik.
– Mam to w dupie, ale zamknij paszczę, OK? – spokojnie powiedział Ross. Porucznika zatkało i nie odezwał ani słowem. Siedzący naprzeciw Rossa sierżant Harris w podzięce skinął lekko głową. Bell obserwował na ekranie skanera linię, jej drgania wykazywały lekkie promieniowanie. Nic znaczącego. Na uszach miał słuchawki, ale słyszał gadaninę porucznika oraz odpowiedź Rossa. Uśmiechnął się mimowolnie. W pewnym momencie linia poszybowała w górę zaś urządzenie zapiszczało. – Bingo. Mam wyraźny sygnał. – rzekł Bell pokazując skaner Rossowi. Ten pochwycił krótkofalówkę i ustawił ją na pasmo, gdzie nasłuchiwali jego ludzie – Mamo, znalazłem prezent. Zgłoś się.