Rdzeń CABAL-a 16

***

Silny wiatr unosił tumany kurzu u wyjścia kanionu od strony baz CABAL-a. Zniszczone posterunki zostały całkowicie unicestwione przez bombowce GDI. W międzyczasie zakopano nowe czujniki przyssawkowe oraz założono pola minowe. Pułkownik Johansen nie musiał się tym zajmować, ponieważ jego ludzie byli doskonale przygotowani i gotowi do walki.

Mobilne Systemy Wykrywające mogły śledzić tylko sygnatury pojazdów, dlatego kanion był obserwowany przez zwiadowców. Na jednym ze wzgórz przycupnął zwiadowca GDI. W ciszy obserwował kanion poprzez swoją specjalistyczną lornetkę. Nagle dostrzegł wzbijający się kurz. Wykonał zbliżenie, na wyświetlaczu HUD wyświetliła się informacja o zbliżającym się niezidentyfikowanym celu. Cel poruszał się szybko, jego sylwetka była praktycznie niedostrzegalna. Pojawiło się mnóstwo podobnych odczytów. Zwiadowca domyślił się, że zbliżają się czołgi typu „Stealth”. Po chwili otrzymał potwierdzenie napływające z czujników MSA. Zamaskowane czołgi były bardzo groźne, bo trudno zauważalne. Potrafiły podkraść się pod samą bazę i ostrzelać strategiczne budynki po czym wycofać się z rejonu zagrożenia. Uzbrojone były w rakiety średniego zasięgu „ziemia-ziemia” i „ziemia-powietrze”. Zwiadowca obserwował przez chwilę wrogą kolumnę po czym złożył raport i przemieścił się do nowego punktu obserwacyjnego.

 ***

Punkt zborny numer trzy, czyli najbardziej oddalone miejsce postoju jednostek GDI znajdowało się pięć kilometrów od najbardziej szerokiego wejścia do kanionu.  Pięćdziesiąt dwa maszyn kroczących typu „Tytan MK I” ustawiono w półokrąg, w ciaśniejszym półokręgu ustawiono dziesięć czołgów „Rozpraszacz”. Za nimi otoczony przez jednostki, które miały brać udział w ofensywie stał rozstawiony MSA. Za „Tytanami” stało piętnaście ruchomych artylerii typu „Moloch MK I”. Ruchoma artyleria była już gotowa do otwarcia ognia. Pod namiotami z bardzo wytrzymałego materiału zdolnego powstrzymać odłamki stały metalowe skrzynie z amunicją oraz specjalne automatyczne ładowarki do amunicji. W jednym z namiotów ustawiono terminale łączności oraz przenośny radar  a wszystko to połączono z główną jednostką EVA znajdującą się w Centrum Dowodzenia. Dane z MSA oraz dane od wywiadowcy dotarły do zgromadzonych jednostek bojowych. Naprzeciw wejścia do kanionu wyjechały „Rozpraszacze” ustawiając się w półkole, tak aby fala rezonansowa pokryła całe wejście niszcząc wszystko na jej drodze. Za nimi ustawiły się „Tytany”. Pomiędzy nimi ustawiły się poduszkowce MLRS. Jednostki artylerii nie musiały się przemieszczać. Zasięg ich dział był wystarczający, aby zaatakować cele. Pancerze bojowe „Rosomak MK I” ustawiły się dalej, aby chronić inne pojazdy, magazyny sprzętu oraz amunicji.

***

EVA na bieżąco zaznaczała miejsce, gdzie przemieszczały się wrogie czołgi. Na wrogie czołgi czekało też kilkadziesiąt robotów przyssawkowych, które doczepiały się do każdego pojazdu, gdy ten przejeżdżał nad wkopanym w ziemię robotem. Pierwsze czołgi zwolniły i wstrzymały kolumnę. Na to czekali dowódcy „Molochów”. Wcisnęli odpowiednie przyciski na panelach sterujących. Serwomotory podniosły lufy armat pod właściwym kątem, dostosowując się do prędkości wrogich pojazdów. Molochy rozpoczęły kanonadę. Wystrzeliwały salwy pojedynczych pocisków z każdej lufy co kilka sekund. Deszcz pocisków spadł na teren ostrzału tak, aby pokryć jak największy obszar zniszczenia. Huk wystrzałów dział „Molochów” jeszcze nie przebrzmiał, a do zgromadzonych dotarły pierwsze huki eksplozji wystrzelonych pocisków. Ziemia drżała.

Potężne eksplozje ognia, dymu i piachu zasłoniły widok dla obserwatorów. Wrogie pojazdy nie wjechały nawet na ostatnią prostą, gdy zaczął się ostrzał. Odłamki fruwały we wszystkich kierunkach rozrywając jadące czołgi na strzępy. Najpierw zniszczyły się ich cenne tarcze „Łazarza” odpowiadające za niewidzialność, resztę dokonała sama fala uderzeniowa niszcząc kruche opancerzenie. Eksplodowały  rakiety zamieszczone na czołgach wprowadzając dodatkowe zamieszanie. Kanion pokryty został licznymi kraterami po eksplozjach. Wszędzie było pełno dymu, ognia oraz zniszczonych korpusów czołgów. Odczyty z MSA były niepokojące. Kilkanaście jednostek uniknęło pogromu i wycofało się poza zasięg dział artylerii.

***

„Moloch MK I” oznaczony jako „AB-01” zajmowany był przez dowódcę artylerii. Major Jonathan Sherman siedział na swoim siedzeniu i przypatrywał się wynikom ostrzału oraz napływającym danym z innych stanowisk artylerii. Wewnątrz siedział jeszcze kierowca pojazdu, porucznik Rydberg.
– Majorze. Dlaczego nie strzelamy? – zapytał porucznik.
– Cele się oddaliły. Są poza skutecznym zasięgiem naszych dział. Szkoda amunicji.

W kabinie ruchomej artylerii GDI siedziało dwóch operatorów. Jeden był dowódcą, celowniczym oraz działonowym, drugi zaś pełnił rolę kierowcy. Obydwaj znali się na swoich funkcjach oraz funkcjach kolegi, aby  w przypadku niedyspozycji pierwszego, drugi mógł pokierować maszyną i dalej prowadzić działania militarne. Cała reszta była w pełni zautomatyzowana.  Wyświetlacze HUD pokazywały na żywo obraz z zewnętrznych kamer, w tym napływające ze sztabu dane zwiadowcze, dzięki którym można było przenieść ogień na inne cele. Rozkazy były przekazywane przez słuchawki lub poprzez HUD. Na innych wyświetlaczach znajdowały się wykresy, położenie wszystkich urządzeń oraz stan samej maszyny bojowej. W każdej chwili można było zobaczyć stan amunicji oraz stan zasilania. Komputer pokładowy w połączeniu ze wszystkimi newralgicznymi systemami nie pozwoli na oddanie strzału przed rozłożeniem łapy stabilizującej całą artylerię. Pociski zostały ponownie załadowane do zamków, ładunki miotające również. Major włączył interkom i przełączył się na kanał Centrum Dowodzenia:
– Do Centrum Dowodzenia. Artyleria wstrzymuje ostrzał. Ostrzelaliśmy wyznaczone cele, ale wycofały się poza skuteczny zasięg dział. Uzupełniamy amunicję. To wszystko. Odbiór.
W słuchawkach usłyszeli głos generała Starka. – Zrozumiałem. Dobra robota. Bez odbioru . – odezwał się Stark i rozłączył się.
– No to teraz fajrant – rzekł z uśmiechem major i połączył się ze wszystkimi jednostkami artylerii w punkcie zbornym numer jeden – Uzupełnijcie amunicję oraz ładunki miotające. Pewnie nas przemieszczą. – mówiąc to wcisnął odpowiedni przycisk. Do pojazdów artylerii podjechały automatyczne ładownice na gąsienicach wypakowane stalowymi skrzyniami z pociskami oraz ładunkami miotającymi. Specjalne ramiona podniosły się i otworzyły tylne panele w pojeździe. Wyładowały puste lub częściowo zajęte panele i załadowały pełne. Jeden pełen panel ważył dwieście siedemdziesiąt dwa kilogramy, ale ładownice podnosiły skrzynie jakby były z papieru. Po kilkunastu minutach ładownice odjechały do magazynu, gdzie magazynowi uzupełnili skrzynie. Podobne ładownice ładowały amunicję w poduszkowcach MLRS oraz w „Tytanach”.

***

Pułkownik Johansen opuściwszy pokój dowodzenia udał się do szatni, gdzie założył swój pancerz oraz hełm. Ze zbrojowni pobrał swój karabin szynowy oraz broń przyboczną. Do ładownic pobrał zapasową amunicję do karabinu oraz magazynki do broni przybocznej. Tak obładowany udał się na lądowisko. Po chwili „Orka” wystartowała i skierowała się w stronę najbardziej wysuniętego na północ punktu zbiorczego numer trzy. Pułkownik postanowił sam przeprowadzić inspekcję. Wiedział o tym, że wróg został zatrzymany w kanionie i zmuszony do ucieczki. Na ogół CABAL nie wycofywał się, tylko parł naprzód, ale ustąpił pod huraganowym ogniem. Pułkownik wstał ze swego siedzenia i wszedł do kokpitu. Spojrzał przez szybę. Chmury były coraz gęstsze, ale prognoza nie zapowiadała opadów. Burza jonowa już przeszła, a słońce chyliło się ku zachodowi. Pilot odezwał się do pułkownika.
– Pułkowniku. Dotrzemy tam za dziesięć minut.
– Połączcie mnie z generałem Starkiem.
Pilot skinął głową i po chwili pułkownik otrzymał połączenie.
Jak widzę, leci pan do punktu numer trzy? Zgadza się? Jest pan moim zastępcą, więc nie wiem czy to dobry pomysł. – rzekł Stark.
– Zamierzam przeprowadzić inspekcję i przygotować wszystkich do ataku. Jestem dowódcą polowym i tam jest moje miejsce. – odparł pułkownik Johansen. – Chciałbym prosić pana generale o zgodę na przeprowadzenie pierwszego ataku i zajęcia bazy wroga.

Generał Stark zastanowił się przez chwilę. Pułkownik chciał objąć dowodzenia nad wszystkimi formacjami oraz wziąć odpowiedzialność za misję. Z drugiej strony generał Stark osobiście nie chciał uderzać pierwszy. Nie wiedział jakimi siłami dysponował wróg. Wszyscy doskonale wiedzieli o co idzie. Ze strony wroga nie należało spodziewać się litości.
Zrobię to pułkowniku, ale wiedz, że razem weźmiemy odpowiedzialność. Ja za pana, pan za wszystkich. Udostępnię panu działo jonowe. Od tej chwili przejmujesz dowodzenie nad wszystkimi formacjami. Oficjalny rozkaz sporządzę za chwilę. Czekam też na meldunki. Ja zajmę się naszymi bazami. W razie czego wyślę resztę jednostek jako wsparcie. I niech Bóg ma nas w opiece.  Powodzenia pułkowniku. – mówiąc to generał rozłączył się. Po chwili podręczna EVA pułkownika zapikała dając znać, że przyszła wiadomość. Otworzył wiadomość. Brzmiała ona następująco:

 Do wszystkich jednostek GDI. Rozkaz: 273/202/03/2032 Dotyczy: Przejęcie dowodzenia.

Autentyczność:  Autoryzacja pozytywna. S-B-2-1-0.

 Zgodnie z rozkazem DWA SIEDEM TRZY przekazuję pełne dowództwo nad naszymi wojskami mieszczącymi się w punktach zbornych jeden, dwa i trzy dla pułkownika Thomasa Johansena. Wydaję zgodę na działalność zaczepną i obronną wobec wroga. Rozkaz wydany na podstawie regulaminu wojskowego GDI paragraf siedem, rozdział dwadzieścia jeden. Zgoda na użycie wszelkich środków bojowych łącznie z użyciem działa jonowego. 

 Podpisano,

Dowódca misji „Burza Ogniowa”
Gen. Bryg. Peter Stark

Pułkownik przeczytał go i potwierdził nadane mu stanowisko. Wiedział doskonale, że powyższy paragraf dawał pełną swobodę działania, ale niósł też olbrzymią odpowiedzialność, gdyż wszelkie niepowodzenie misji lub strat w wojskach własnych lub w osobach cywilnych spadał na dowódcę polowego, mianowanego na to stanowisko. Pułkownik Johansen był lekko zszokowany tym, że generał oddał mu buławę dowodzenia nad wojskiem. Postanowił, że da radę. Połączył się z dowódcą polowym, pułkownikiem Rodriguezem. Widział pułkownika za sterami „Tytana”. Ten skupiony sprawdzał przyrządy celownicze. Zobaczył pułkownika Johansena, uśmiechnął się.
– Jak sytuacja? – zapytał Johansen.
Wszystko w porządku. A właśnie. EVA powiadomiła nas o tymczasowej zmianie dowódcy. Stark nie chce się przeciążać co?. A ty jak ten baran wziąłeś na siebie nielichy ciężar. Niewidzialne czołgi gdzieś się zawieruszyły i MSA już ich nie wychwytują. Za to mamy namiar ich najbliższej bazy. Musimy podkraść się bliżej, aby „Molochy” rozpieprzyły ją na strzępy. Daj w końcu ten rozkaz.
– Jeszcze nie teraz. Zaczekaj. – rzekł Johansen z uśmiechem. Nie zwracał uwagi na przekleństwa Rodrigueza, bo niemal wszyscy posługiwali się takim językiem. Czasem generałowie potrafili puścić solidną wiązankę.
Sir, przekaz z MSA. Niewidzialne czołgi przemieściły się i atakują nas od zachodu. Przejechały tunelami. – rzekł siedzący obok kierowca „Tytana”. – Nie zdążymy przestawić „Molochów”.
– No widzisz. Czołgi się odnalazły. Zakurwiście pięknie.
Nagle pojazdem solidnie wstrząsnęło. Rodriguez puścił wiązkę przekleństw. Widać było, że operuje pojazdem sam. Po chwili obraz zatrząsł się od wystrzałów. Były głuche, ale słyszalne. Rodriguez odezwał się do pułkownika.
– Właśnie odpieramy atak niewidzialnych czołgów, artyleria ich trochę pogłaskała, ale widocznie za mało. Kurwa… – obraz zatrząsł się, gdy „„Tytan” MK I” wystrzelił – Przepraszam, pchają się tu jak pszczoły do miodu.– rzekł pułkownik Rodriguez podniesionym głosem – Przyjeżdżaj natychmiast. Muszę bronić bocznej flanki. „Rozpraszacze” przemieszczam pod kątem, aby rozpiździły te puszki na strzępy. Zostało z jakieś trzydzieści wrogich czołgów. „Rozpraszacze” prują w nich aż miło, my też zbieramy… – nagle kamera wewnątrz oszalała. Rodriguez szpetnie zaklął – Kurwa, cholera jego mać. To już trzeci raz. A masz metalowy skurwysynie. – kolejna salwa wystrzałów – Dobrze, że pancerz trzyma. To co? Kiedy będziesz? – zapytał się Rodriguez.
– Dobra. Za pięć minut. Lecę do was.
Pułkownik Rodriguez skinął głową i rozłączył się. Pułkownik Johansen powiadomił pilotów o zmianie trasy. „Orka” przechyliła się w lewo i ruszyła w stronę punktu zbornego numer jeden.