***
Wieczór nadchodził coraz szybciej, na szczęście ostatni frachtowiec podchodził do lądowania naprowadzany sygnałem nadajnika satelitarnego. Silniki potężnej maszyny przewożącego na pole bitwy ciężkie jednostki wytworzyły podmuch wiatru porównywalny z silną burzą piaskową. Żołnierze pochylili się, aby wiatr ich nie powalił. Łapy lądownicze dotknęły gruntu, pilot wyłączył ciąg i po chwili przełączył silniki na luz. Z początku ogłuszający huk przeszedł w szum. Drugi pilot wcisnął przycisk otwierający potężną rampę wyładunkową, która powoli opadła. Światła wewnątrz transportowca zapaliły się automatycznie. Z przepastnego wnętrza frachtowca wyjechały trzy duże czołgi „Rozpraszacz”, skierowały się w stronę wyznaczonego miejsca zbiórki i jak najdalej poza zasięg podmuchu z silników. Pilot frachtowca po uzyskaniu zgody na start zamknął rampę. Silniki nabrały mocy i ciężki frachtowiec powoli wznosił się ku górze. Po chwili zniknął w przestworzach, z daleka dochodził odgłos pracy jego silników niczym burza z piorunami. Uzupełnione zapasy oraz sprzęt był gotowy do użycia. Koparki i spychacze pracowały bez przerwy, aby tylko zdążyć do rana. MCV ruszył, gdy tylko ostatni frachtowiec oderwał się od ziemi. Dojechawszy na ustaloną pozycję zatrzymał się. Kierowca wysiadł z pojazdu a wraz z nim technicy. MCV czyli „Ruchomy Plac Budowy”, cudo inżynierii i super nowoczesnej technologii zaprojektowany na początku dwudziestego pierwszego wieku, umożliwiające automatyczną budowę bazy wojskowej. Technologia oparta na zdalnym sterowaniu, częściowej produkcji komponentów oraz zastosowaniu nanotechnologii. Podobnym pojazdem do MCV jest ruchoma fabryka wojenna, jednak rzadko stosowana ze względu na logistykę dostaw materiałów do produkcji uzbrojenia.
MCV posiadał własne zasilanie, dzięki któremu mógł zdalnie sterować koparkami, dźwigami, sterowany przez EVA potrafił wybudować ogromną bazę w ciągu tygodnia a nie miesięcy standardową metodą budowania. Technologia rozwijała się latami, aż doszła do perfekcji. Technik podszedł do MCV wprost do panelu z czerwonym napisem „ROZSTAW” i wcisnął przycisk. Podniosła się klapa ukazując przełączniki oraz przenośny panel do konsoli, dzięki której można było rozstawić „Plac Budowy”. Osoba niepowołana nie mogła rozstawić MCV bez hasła dostępu. Technik wpisał hasło dostępu. EVA przyjęła hasło po krótkiej chwili weryfikacji osoby.
Porucznik Tony Bielinsky, technik-inżynier z MCV wcisnął przycisk rozłożenia się „Placu Budowy”. Rozległ się wysoki ton syreny ostrzegający przed rozpoczęciem procedury. Pojazd zaczął zmieniać kształt, z sykiem siłowniki zaczęły dźwigać się w górę rozpinając w łuk olbrzymi dach. Wyglądało to jak z filmu science-fiction. Zastosowano nowoczesny materiał syntetyczny który potrafił pamiętać kształt. Gdy nie przepływał niewielki prąd elektryczny materiał stawał się sztywny, bardzo wytrzymały i kształtował się w wybrany wcześniej zaprogramowany kształt. Mógł być to trójkąt, kulista sfera, prostokąt lub inne zaprogramowane kształty. Badania nad tym materiałem trwały kilkanaście lat. aż dokonano cudów w inżynierii molekularnej doprowadzając do tego że zwykły materiał mógł zamienić się w super twardy. Znalazł zastosowanie właśnie przy MCV. Pojazd rozstawiał się podobnie jak namiot, ale nie miał z nim nic wspólnego. Ściany nabierały idealnego kształtu. Potężny dźwig wysunął się z przodu budowli. Budynek wyglądał jak olbrzymi hangar z dźwigiem na zewnątrz. Światła automatycznie zaskoczyły, rozświetlając okolice.
Bielinsky wcisnął jeszcze kilka przycisków na panelu. Włączyły się potężne wentylatory usuwające ciepło z elektrowni. Wszystko było gotowe. Technicy zaczęli wnosić sprzęt elektroniczny, terminale, konsole do środka budynku. Ciemność nocy nadeszła nad przyczółkiem GDI. Jednak w obozie nikt nie spał, wszyscy raźno wzięli się do pracy podłączając „Plac Budowy” do koparek, dźwigów oraz całego sprzętu budowlanego. Produkcja budynków miała zacząć się z samego rana.
***
Wewnątrz rozłożonego MCV, a obecnie „Placu Budowy” pracowało ponad piętnastu wykwalikowanych ludzi wraz ze swą przełożoną, pułkownik Bauer. W środku „Placu Budowy” było tyle miejsca, że bez problemu mógł się zmieścić złożony MCV. Przygotowano specjalne kadzie o rozmiarach dziesięć na dziesięć metrów o grubości jednego metra w których wylewano specjalną szybkoschnącą i super twardą mieszankę betonu. Stalowe pręty zamontowane wewnątrz kwadratu dziesięć na dziesięć metrów wzmacniały całą konstrukcję. Beton zapełnił kadź, z góry zjechała rolka i wyrównała powierzchnię. Kadź była zamykana pokrywą, gdzie dochodziło do oddziaływania chemicznego. Po kilkunastu minutach beton był twardy jak skała. W zależności od zastosowania można było stworzyć jednolity super twardy żel-betonowy blok odporny na działanie materiałów wybuchowych oraz świdrów jednostek podziemnych wroga. Ściany kadzi zjeżdżały w dół i blok betonu przesuwał się po taśmowym transporterze. Ważył kilkadziesiąt ton, rolki transportera wytrzymywały taki ciężar, gdyż ten był dobrze rozłożony. Wyjeżdżał na zewnątrz, gdzie po chwili był przejmowany przez „Orkę” dźwigo-zgarniarkę. Ta kierowana przez kolejny zespół budowniczych z oddziałów inżynieryjnych układała blok w wykopany na głębokość dwóch metrów dół. Układano je jak klocki. Płyty żelbetonowe były dwojakiego typu. Pierwsze które położono miały za zadanie wyrównać teren i zabezpieczyć bazę przed wjazdem podziemnych jednostek, jakimi posługiwało się Bractwo Nod oraz CABAL. Pręty metalowe zatopione w betonie były różnej średnicy, twardości oraz długości. Świdry pojazdów podziemnych albo traciły napęd albo zaplątywały się w sieć stalowych prętów jak jakimś cudem udało się uszkodzić twardy beton. Grube metalowe liny, do których były podczepione rozciągały się, ale nie pękały gdyż były wykonane ze specjalnych stopów metali. Po położeniu pierwszej warstwy, natychmiast układano drugą warstwę płyt. Drugi rodzaj płyt był również o grubości jednego metra, ale za to super utwardzony z wierzchu, że nawet wytrzymywały uderzenie pocisku artyleryjskiego lub rakiety. Niektóre z płyt w swojej konstrukcji miały zatopione linie elektryczne wysokiego i niskiego napięcia, kable światłowodowe do łączności oraz kanalizację. Wszystko składało się jak klocki, więc nie można było pomylić się w rozstawieniu. Na nich była umieszczana cała infrastruktura bazy. Po połączeniu obydwu rodzaju płyt otrzymywano warstwę praktycznie nie przenikalną kinetycznie. Specjalne mierniki laserowe oraz współpraca EVA z „Placem Budowy” dawały duże rezultaty i do rana położono wszystkie płyty. Wytyczono obręb bazy, a resztki do dwustu metrów poza bazą miały stanowić barierę dla pojazdów podziemnych. Zastosowano tę metodę ze względu bezpieczeństwa, wcześniej beton był tylko w bazie, ale pojazdy wroga potrafiły wyjechać przed murem, przebić się przez niego i zacząć penetrację bazy. Od tego czasu, dowódcy polowi GDI, budują zawsze mniejsze bazy, aby pojazdy wroga zniszczyć dzięki stacjonarnym systemom obronnym.
***
Nad bazą wzeszło poranne słońce, ale nikt nie spał, zmiany godzin pracy jak zwykle nie powiodły się, pracowali wszyscy. Projektem bazy zajmowała się jak zwykle sekcja inżynieryjna i to ona odpowiadała za rozstawienie budynków, systemów obronnych, murów, bram wjazdowych. Żołnierze przybywali tylko na gotowe. W międzyczasie jak powstawały pierwsze płyty betonowe, inne sekcje „Placu Budowy” rozpoczynały budowę innych budynków. Większość z budynków była wykonywana ze specjalnych lekkich materiałów, łatwych do montażu. „Plac Budowy” posiadał duże drukarki 3D. Były to urządzenia tak zaawansowane techniczne, że wyprzedzało wszelką technologię cywilną o lata. Dodatkowo używano nanotechnologii, gdzie mikro roboty sprawdzały materiał, poprawiały go jeśli był źle przetworzony i poprawiały jego budowę atomową wzmacniając wiązadła atomowe w zależności od wymagań projektu. Potężna baza danych zintegrowana z EVA przechowywała w swej pamięci wszystkie wymagane kształty oraz składy materiałów potrzebne do produkcji części, dzięki którym stawiano budynki. Wystarczyło wrzucić odpowiednią ilość materiału z jakiego składała się dowolna część a jako wynik ostateczny na taśmociągu wyjeżdżał gotowy składnik. Ilość materiału była również zależna od dostarczonych części składowych. Tak samo działały fabryki uzbrojenia. Tylko tam budowano maszyny wojenne. Przyspieszało to samo budowę oraz eliminowało czynnik ludzki a wraz z nim błędy czynione przez człowieka. Niektóre części były dowożone, bo produkcja ich była bardziej skomplikowana niż na warunki panujące w terenie.
***
Przez blisko dwa tygodnie trwało przygotowanie i budowa wszystkiego na co było zapotrzebowanie. Od samych systemów defensywnych, kwater, elektrowni, radaru, lotnisk dla myśliwców „Orka”, bombowców ”Orka” oraz transportowców „Orka”, fabryk ciężkiego sprzętu oraz innych mniej strategicznych budynków takich jak silosy na zebrane tyberium. Rafinerie tyberium zostały już wybudowane, a kombajny zbierały potrzebny kruszec do dalszej budowy urządzeń, zwłaszcza źródła energii dla silników sprzętu wojskowego. Złom, resztki stalowych konstrukcji zostały dostarczone do fabryk uzbrojenia, gdzie trwał montaż pojazdów. Powierzchnia bazy była już gotowa w stu procentach. Zaczęto tworzyć budynki wewnątrz bazy oraz mury do powstrzymania fal ataków wrogiej piechoty oraz czołgów. Stanowiska wieżyczek obronnych były rozlokowane co kilkadziesiąt metrów. Stosowano trójstronny rozstaw wieżyczek – przeciwlotnicze, przeciwpiechotne, przeciwpancerne. Taki system uzupełniał się wzajemnie, choć wymagał ogromnej ilości energii elektrycznej. Montaż samych podstaw został zakończony, ale głowice nie dotarły na czas. Pułkownik Bauer sprawdziła terminarz dostaw zaopatrzenia. Przywołała do siebie jednego ze swoich ludzi odpowiedzialnych za montaż wież defensywnych. Potężne dźwigi montowały ściany z betonu osadzając je wokół bazy. Podpinano linie wysokiego napięcia do systemów obronnych. Kalibracja wież była możliwa dopiero po dołączeniu głowic i sprawdzenia ich automatycznych systemów celowniczych. Pułkownik sprawdziła na swym terminalu EVA moc generatorów elektrowni oraz ilości wież obronnych. Bez dodatkowych turbin nie obejdzie się żadna większa baza. Jeszcze miała być położona linia „Burzy Ognia”, bardzo prądożernego systemu defensywnego. Symulacja wykazała nagły zanik elektryczności przy wybudowaniu wszystkich systemów obronnych. Trzy dodatkowe elektrownie zapewnią zasilanie ponad miarę, a czas i miejsce pod budowę kończyły się nader szybko. Pułkownik Bauer przeglądała dane na swoim tablecie. W pewnym momencie wezwała do siebie oficera, który był odpowiedzialny za dostawy. Oficer podbiegł do pułkownik Bauer i zameldował się. Pułkownik Bauer nie odezwała się tylko sprawdzała dalej dane. – Tak pani pułkownik? – zapytał oficer na wszelki wypadek myśląc, że dowódca go nie słyszy.
– Kiedy przywiozą głowice wieżyczek plot., ppanc. i przeciwpiechotne? Bo wypadamy z planu pracy poruczniku, a jeszcze tyle pracy przed nami. Na razie nie mamy dużo żołnierzy w koszarach. Generał Stark zapewnił, że większy kontyngent wojska przybędzie za parę dni. Podwyższyli stopień alertu, więc inne bazy wysyłają prawie wszystko do nas.
– Powiedzieli, a raczej zapewnili, że dziś koło piątej po południu. Mają kłopoty z logistyką, czy z transportowcami. Postaram się załatwić sprawę do końca. – odparł oficer.
– Czy do nich to naprawdę nie dociera? Potrzebujemy je już teraz. Cholera wie, może za jakiś czas możemy mieć wizytację i to nie do końca przyjazną. Powiedz tym durniom, że już mamy nadmiar tyberium, więc dostaną swoją zapłatę. A jeśli rozkaz lub logistyka szwankuje to ja im mogę złożyć wizytę i osobiście z nimi pogadać. Te wieżyczki muszę mieć za góra… dwie godziny. Przekaż to im, ale… ładnie. Nie rzucaj kurwami oraz innym epitetami, bo się bałwany obrażą – odpowiedziała nader spokojnie. Porucznik sprawdził dane na swoim tablecie, gdzie była lista zamówień oraz czas ich dostarczenia.
– Postaram się pani pułkownik, aby przyspieszyli swoje działania. Będę ich cisnąć, ale bez kurew i epitetów – rzekł z lekkim uśmiechem. Pułkownik Bauer uśmiechnęła się również i dodała. – Niech zrobią podstawy pod… cztery elektrownie i dostarczą reaktory. Prądu może być za mało. A ja się nie mylę. Skoordynuj to z kolegami poruczniku. To wszystko.
– Zrobi się. – odpowiedział oficer i szybko odszedł. Pułkownik podeszła do technika siedzącego za stolikiem. Pił kawę oraz jadł jajecznicę. Zauważył podchodzącą szefową. Odstawił kubek i zanim coś odpowiedział pułkownik odezwała się pierwsza uciszając go gestem ręki.
– Widzę, że nie masz co do roboty. – rzekła. – Sprawdź działanie bram wjazdowych. Czy prawidłowo reaguje na wysyłany sygnał jednostek oraz ludzi. Jak to zrobisz zamelduj to.
– Chciałem zameldować, że skończyłem wachtę i chciałem trochę odpocząć – rzekł technik. Pułkownik Bauer spiorunowała go wzrokiem i rzekła dość poirytowanym głosem.
– Ach przepraszam, że przeszkadzam. – mówiąc to pochyliła się nad technikiem. – Posłuchajcie, no jak ci tam… – mówiąc to spojrzała na plakietkę z nazwiskiem – Poruczniku Savasta. – zaś w duchu przypomniała sobie, że do jej oddziału został przydzielony oficer, którego ojcem jest generał Savasta. Znała go osobiście i miała szacunek wobec niego. Głośno rzekła – Mam szacunek dla twego ojca i coś ważnego mi przekazał. Tu jesteś pod moją władzą. Nie słyszałeś o mnie, prawda? Przybyłeś niedawno?
Porucznik Savasta pokiwał głową i odpowiedział – Nie, nie słyszałem. Zgodnie z regulaminem mam prawo do przerwy. Nie jestem…
– To źle, ale milcz – kontynuowała pułkownik z jadowitym uśmiechem – Twój ojciec powiedział mi, że mam zrobić z ciebie żołnierza. I to zrobię. Zrobimy tak. Nie dokończysz swojej kawci oraz posiłku. A teraz zbieraj dupę w troki bo jak się wkurwię to wyślę kopniakiem twój zadek na księżyc. To rozkaz. Zrozumiałeś?
– Pani pułkownik…- zaczął porucznik Savasta, ale zanim zdążył dokończyć pułkownik położyła palec na ustach nakazując mu milczenie potem odeszła bez słowa. Do porucznika podszedł jeden z ludzi pułkownik Bauer w randze kapitana. Patrząc w tablet od niechcenia rzekł. – Radziłbym ruszyć tyłek, bo ona nie zna litości. Jesteś tu nowy, więc ci darowała. No co stoisz? Ruchy poruczniku.
Savasta wstał, szybko wypił łyk kawy, klnąc pod nosem ruszył na stanowisko, skąd miał sprawdzić sprzęt. Potężny dźwig montował właśnie bramę wjazdową. Wykonana była ze stopów metali, dzięki temu była mocniejsza oraz lżejsza o kilka ton. Specjalne dźwigary podnosiły ją i opuszczały na nadany przez zakodowany sygnał „swój-wróg”. Przy bramie były zamontowane czujniki ruchu. Jeśli obiekt zbliżył się, a system go rozpoznał otwierał bramę, jeśli nie, brama była zamknięta. Sam sygnał był zmieniany codziennie, tak aby w razie przejęcia sprzętu przez wroga, brama się nie otworzyła. Program był wgrywany na bieżąco do komputerów pokładowych wszystkich naziemnych jednostek, natomiast dla zwykłych żołnierzy lub personelu bazy, do ich mikrokomputera na stałe wszytego w ubiór.
***
Montaż bramy zakończył się po dwóch godzinach. Technik począł sprawdzać poprawność działania bramy. Wszystko było w porządku. Zadowolony sporządził raport i wysłał go do pułkownik Bauer. Ta połączyła się z nim i rzekła.
– Dobra robota poruczniku. Teraz może pan udać się na spoczynek. – ostatnie zdanie odpowiednio zaakcentowała.
– Nie, pani pułkownik – odparł porucznik całkiem szczerze – Mam jeszcze trochę do roboty. Jak zaryję nosem w ziemię to znaczy, że pójdę spać. A głodny na razie nie jestem.
– Widzisz, jak chcesz to możesz. Będą z ciebie ludzie – odpowiedziała pułkownik z uśmiechem i rozłączyła się. Porucznik Savasta wrócił do swojej pracy. Uśmiechnął się mimowolnie.