Rdzeń CABAL-a 15

***

Pułkownik stawił się w Centrum Dowodzenia kilkanaście minut po przybyciu do bazy, przebrał się w czysty mundur i ruszył ku gabinetowi dowódcy ekspedycji. Stark przeglądał raporty w swoim gabinecie. Pułkownik zbliżył się do biurka generała. Ten nie podnosząc wzroku znad czytanych informacji odezwał się
– Niech pan wejdzie i usiądzie pułkowniku – zwrócił się generał do swego zastępcy.
Pułkownik w milczeniu usiadł. Stark skończył czytać. Odłożył tablet na biurko. Popatrzył na swojego zastępcę.
– Naprawdę, smutne co się stało w posterunkach. Pogrzeby oraz żałobę przełożymy, aż zakończymy misję.  CABAL otrzymał już nauczkę i miejmy nadzieję że na razie nic nie zrobi. Zebraliśmy już silną grupę uderzeniową gotową do walki. Czy jest pan gotów misji?
– Tak, panie generale, ale mam jednak pytanie. Kiedy MSA zostaną przerzucone do punktów zbornych? – zapytał się Johansen. Wolał przemilczeć fakt, że CABAL nie wysyłał wszystkich sił, a zebranie danych wywiadowczych zajmuje zbyt dużo czasu komórce wywiadu.
– Na razie nie widzę takiej potrzeby. „Orki” patrolują rejon punktów zbornych. Skanery MSA w bazie sięgają aż do naszych jednostek bojowych, więc są bezpieczne.
– Wiemy, że istnieją w tym rejonie tunele Nod. Są odpowiednio izolowane i jeśli CABAL skieruje jednostki podziemne to skanery ich w porę nie wykryją. Nasze punkty zborne są dosłownie na samym końcu zdolności wykrywających MSA.
– Dobre spostrzeżenie pułkowniku. Na razie przenosimy jednostki bojowe. Są przecież dobrze rozstawione i chronią się wzajemnie, ale lepiej dmuchać na zimne – zgodził się po chwili generał Stark. Sam dobrze wiedział, że takie niedopatrzenie może przynieść ogromne straty. – EVA, przełącz nas do systemu MSA oraz stacji radarowej – wydał polecenie generał.
Wykonuję polecenie, proszę czekać – odezwała się EVA.
Mapa wyświetliła się na ekranie naściennym, który znajdował się naprzeciwległej ścianie. Pułkownik odwrócił się. Został wyświetlony komputerowy plan baz oraz zaznaczone rozstawione MSA. Ich zasięg skanowania był oznaczony żółtym okręgiem. Zajmował wszystkie bazy oraz zgromadzone jednostki w punktach zbornych. Nic nie wskazywało na ruch podziemny oraz zamaskowanych jednostek. Pułkownik popatrzył przez chwilę. Odczyt ze skanerów był wyraźny i bez zakłóceń. Generał Stark odezwał się pierwszy.
– Jak widzisz pułkowniku. Nasze jednostki są w polu skanerów, ale możesz mieć rację. Wyślę MSA do tych trzech punktów. Wtedy będziemy mieli podgląd jego baz. Jak coś się ruszy to artyleria  zmasakruje wroga, a ocalałe resztki wrogich jednostek rozniosą „Rozpraszacze”, „Tytany” oraz „Orki”. – odparł z dumą generał. – Reszta jednostek ruszy na południe, niszcząc wszystko po drodze, aż do samego rdzenia.
– O to mi właśnie chodziło. – odparł pułkownik Johansen.
– EVA, wydaj polecenia dla pilotów, aby podjęli natychmiast trzy nieaktywne MSA z bazy i przenieśli je do każdej grupy uderzeniowej. Mają się natychmiast rozstawić.
– Sekcja saperów oraz technicy gotowi. Rozkaz zostanie przekazany pilotom w późniejszym terminie, czyli za dwadzieścia minut. – odparła niespodziewanie EVA. – W tej chwili brak wolnych pilotów.
– Jak to nie ma? – zdziwił się Johansen.
– Trzecia zmiana odpoczywa w stołówce. Zgodnie z paragrafem siódmym regulaminu lotów niebojowych.
– Generale. Sam się przejdę na stołówkę i ich poproszę o ten przelot. EVA nie przekaże rozkazu, bo jest tak zaprogramowana, aby chronić pracę pilotów. Głupi przepis narzucony przez administracyjnych imbecyli.
– Nie, pułkowniku. – odparł Stark nie zwracając uwagi na wypowiedź pułkownika –  EVA, na mój rozkaz zmieniam wszystkie loty nieuzbrojonych „Orek” na loty bojowe.
– Zmiana aktywna. Rozkaz został przekazany. – odparła EVA.
– Nie wszystkie przepisy są głupie, ale co do tego to masz rację – stwierdził z lekkim uśmiechem Stark, po czym dodał – Na szczęście możemy je obejść.

***

Trzej piloci Orek dźwigo-zgarniarek wraz ze swoimi pilotami nawigatorami siedzieli przy stoliku w stołówce. Właśnie dostarczyli kilkadziesiąt jednostek bojowych na miejsca zbiórek i EVA automatycznie zarządziła półgodzinną przerwę. EVA pilnowała zmian w pracy i wycofywała pilotów po pewnym czasie, aby odpoczęli, ze względu na stres oraz zmęczenie.
Piloci jedli w spokoju swoje posiłki i popijali je schłodzonymi napojami. Temperatura na zewnątrz była wysoka. Na szczęście klimatyzowane pomieszczenia oraz kabiny „Orek” dawały pozytywny komfort pracy. Oprócz nich, nikogo na stołówce nie było. Tylko w kuchni znajdowali się kucharze, którzy przygotowywali posiłki. Większość przygotowań była automatyczna, ale kucharze musieli pilnować całego przebiegu przyrządzania posiłków. Piloci często nie rozmawiali podczas posiłku bo nie chcieli sobie nawzajem przeszkadzać. Reszta pilotów oraz personel bazy przebywał na swoich stanowiskach. Ich wachta miała zakończyć się za trzy godziny. Wtedy do bazy wrócą niemal wszyscy piloci oraz personel pomocniczy. Kuchnia przygotowywała kolejne porcje, aby były gotowe na czas. Nagle spokój przerwał głos EVA dobiegający z megafonów zamontowanych w stołówce:
Kapitan James Cox, porucznik Lars Olsen, porucznik Joseph Yamato, porucznik Tania Ward, porucznik Jack Torres, porucznik Daniel Howard proszę o natychmiastowe stawienie się na lądowisku. Rozkaz o wylocie został przekazany do komputerów pokładowych. Proszę się z nim zapoznać. Sprawa bardzo pilna.
Kapitan Cox przełknął posiłek i spojrzał na zegarek. Mieli jeszcze piętnaście minut przerwy.
– EVA, mamy jeszcze piętnaście minut przerwy. Co tak pilnego, że musimy lecieć? – zapytał się z lekką ciekawością.
– To rozkaz generała Starka. Zmieniono wasz status jednostek na tryb bojowy.
– Kurwa mać – wyrwało się Olsenowi. Wszyscy popatrzyli na Olsena, ale wiedzieli, że żadnej przerwy nie będzie. Wszyscy jak jeden mąż zaczęli się zbierać i ruszyli ku wyjściu. Byli nie do końca zadowoleni z przebiegu zmian, ale rozkaz to rozkaz. Nie byli cywilami, tylko wojskowymi pilotami. Przeszli z piętnaście metrów w kierunku swoich lądowisk. Huk silników dobiegał dookoła. Lądowiska były zajęte tylko przez „Orki” bombowce. Piloci siedzieli w kokpitach i czekali na odwołanie alertu. Piloci weszli do swoich maszyn. Po zajęciu miejsc sprawdzili stan swoich „Orek” i przygotowali się do startu. Rozkaz generała Starka był już przesłany do komputerów pokładowych. Przeczytali go uważnie, po czym rozpoczęli przygotowania do startu. Silniki „Orek” ożyły i po chwili nabrały pełnego ciągu. „Orki” dźwigo-zgarniarki były nieuzbrojonymi maszynami służącymi tylko i wyłącznie do transportu naziemnych pojazdów oraz ładunków na średnie odległości. Taki transport był o wiele szybszy i przez to każdy pojazd był mniej narażony na ostrzał na ziemi. W razie zagrożenia artylerią przeciwlotniczą „Orka” mogła wykonać manewr natychmiastowego lądowania. Taki manewr wiązał się z ogromnym przeciążeniem silników i wymagało sporych umiejętności pilotów. Żółtodziobów nie dopuszczano do sterów maszyny, która miała swoje gabaryty. Piloci wyznawali zasadę, że  lepiej przeciążyć silniki niż spaść z kilkudziesięciu metrów na ziemię. Silniki miały ogromną moc. Musiały dźwigać ciężar samej „Orki” oraz ciężar ładunku. Potrafiły przewozić takie giganty jak „Mamut MK II”, ważący kilkadziesiąt ton. „Orkę” dźwigo-zgarniarkę obsługiwało dwóch członków załogi. Jeden z nich był pilotem i zajmował się tylko prowadzeniem maszyny. Drugi pilot zajmował się nawigacją oraz obsługiwał dźwig zamieszczony pod maszyną. „Orka” miała zamieszczone pod swoim spodem trzy pary specjalnych chwytaków. Wykonane były z najtwardszego specjalnego metalu, jednak tak bardzo drogiego, że nie można było go montować jako opancerzenie pomniejszych jednostek. Dzięki temu przewożony ciężar nie wyłamywał zębów chwytaka. Dodatkowym zabezpieczeniem były specjalne elastyczne materiały samego dźwigu, które powodowały wyciągniecie się konstrukcji chwytaka. Utwardzony metal stosowany w zwykłych dźwigach pękał jak zapałka, gdy wiatr był zbyt duży lub sam ciężar osłabiał konstrukcję. Trzecim jeszcze pewniejszym zabezpieczeniem, był silny elektromagnes służący do stabilizacji połączenia pomiędzy ciężarem a „Orką”. Zasięg tego transportowca wynosił ponad dwa tysiące kilometrów. Sama „Orka” była długa na pięćdziesiąt dwa metry, szeroka na piętnaście metrów łącznie z chwytakami. Wysokość z łapami lądowniczymi wynosiła dwadzieścia metrów.  Na swym pokładzie posiadała aż dwa źródła zasilania. Jedne było na paliwo stałe i zasilało silniki pojazdu, drugie zaś stanowił niewielki reaktor fuzyjny zasilający chwytaki oraz cały system elektryczny pojazdu. Kabina była przestronna i wygodna. Mogła pomieścić cztery osoby, ale standardowo latały tylko dwie. Konstrukcja pojazdu była bardzo wytrzymała na rozciągnięcia oraz skręcenia, przez co mogła wytrzymać silne obciążenie. Opancerzenie stanowiły lekkie kompozyty stali, plastiku oraz włókien węglowych w tym materiałów wytrzymałych na eksplozje oraz uderzenia. Mimo swych gabarytów mogła lądować na lądowiskach lub na gołej płycie lotniska. Ciężar własny pojazdu wynosił siedemdziesiąt trzy tony, użyteczny udźwig wynosił do dwustu pięćdziesięciu ton. Udźwig startowy przekraczał trzysta siedemdziesiąt ton. Silniki musiały być bardzo wytrzymałe oraz posiadać ogromny ciąg pionowy i poziomy. Takie też zamontowano. Piloci chwalili sobie łatwość pilotażu oraz wytrzymałość. Szereg czujników oraz mierników znajdujących się na pokładzie pojazdu ułatwiał loty oraz lądowania z ogromnymi ciężarami.

***

Silniki startującego pojazdu wytworzyły tak potężny ciąg, że przewróciły ważącą kilka ton skrzynkę z częściami zamiennymi stojącą za blisko lądowiska. Ryk pracujących na wysokich obrotach silników był ogłuszający, personel naziemny musiał bezwzględnie nosić specjalne słuchawki, a podczas startu musiał chować się w specjalnych schronach. Start udał się i maszyny skierowały swój lot w stronę głównej bazy. Piloci w skupieniu przyglądali się instrumentom pokładowym. Wszystko było jak w najlepszym porządku. W ciągu kilku minut przekroczyli perymetr bazy. Na specjalnym wydzielonej pustej przestrzeni stały pojazdy MSA gotowe do zabrania. Istniało niebezpieczeństwo, że jeśli pilot źle wykona manewr dolotu, pojazd przewróci się od powstałego z ciągu silników huraganowego wiatru. Na szczęście w tym manewrze zawsze pomagała niezawodna EVA. „Orki” zaczęły obniżać lot, cztery potężne silniki manewrujące z każdej z „Orek” wywołały niemałą burzę. Ludzie będący w odległości kilkudziesięciu metrów musieli się pochylić, aby wiatr nie powalił ich na ziemię. Każdy z pilotów włączył audiowizualny interkom. Kapitan Cox połączył się ze wszystkimi MSA.
– Tu transport. Przygotujcie się do lotu.
– Zrozumieliśmy. Jesteśmy gotowi.
– Transport Zero-Jeden, Zero-Dwa i Zero-Trzy gotowi do podjęcia przesyłki. – zakomunikowali piloci.
Piloci przełączyli się na zdalny lot, kierowany przez EVA, który przejęła stery i zaczęła obniżać maszynę stabilizując lot. Drugi członek załogi sprawdzał położenie, po czym włączył systemy dźwigu. Chwytak znalazł się idealnie na środku. W hełmach pilotów oraz kierowców MSA rozległ się głos komputera EVA:
– Przygotować się na wstrząs.
Chwytak chwycił za specjalne zatrzaski umiejscowione w sześciu różnych punktach, elektromagnes zaktywował się natychmiast powodując lekki podskok pojazdu. Pasażerowie tylko stęknęli czując nieprzyjemny wstrząs pojazdu. Na ekranach operacyjnych dźwigu zaświeciły się na zielono napisy „GOTOWE” oraz :ZABEZPIECZONE, PRZEJĘCIE STERU – AKTYWNE”. Piloci obsługujący dźwig przekazali informacje do swych pilotów, że można już startować. Ci otrzymawszy takie zezwolenie przejmowali stery od EVA. Każdy z pilotów poczuł lekki luz w sterach, jedną ręką chwycił pewniej wolant steru, druga dłoń pewniej spoczęła na manetce gazu. Rozpoczął manewr wznoszenia. Będąc na odpowiedniej wysokości obrócił silniki z pionowego ciągu na poziomy i „Orka” zaczęła lecieć w wybranym kierunku. W ciągu pięciu minut będą na miejscu. Lecieli równolegle w odległościach co dwieście metrów. Po chwili rozdzielili się i skierowali się w stronę miejsca przeznaczenia. Po około pięciu minutach dotarli na miejsce i zostawili MSA w wyznaczonych miejscach. Orki po wykonaniu tego manewru odleciały ponownie do swojej bazy. MSA podłączyły się do EVA i systemów defensywnych. Po chwili ustabilizowało się łącze z bazą Alfa. Informacje popłynęły do Centrum Dowodzenia.

***

Raport o dostarczeniu MSA napłynął po sześciu minutach. Generał Stark z pułkownikiem poruszali temat ataku na instalacje CABAL-a. EVA przerwała rozmowę oficerów:
Informuję, że MSA zostały już aktywowane. Aktualizuję zasięg. Proszę czekać na nowe dane.
Po kilku sekundach mapa na ekranie oddaliła się i pojawiły się nowe kręgi skanowane przez MSA. Jednocześnie niemal natychmiast czujniki wykryły jakąś anomalię. Stark i Johansen obserwowali ekran, EVA ponownie odezwała się:
MSA wykryły wrogie jednostki podziemne oraz wrogie zamaskowane jednostki. Zmierzają w stronę kanionów. Sygnał zbliżeniowy rośnie z minuty na minutę. – poinformowała EVA – Proszę o stawienie się obydwu dowódców w sali operacji strategicznej.
Generał Stark wraz z pułkownikiem Johansenem minutę później weszli do  sali. Skierowali się w stronę stołu strategicznego. EVA uzupełniała napływające dane. Skan stał się na tyle wyraźny, że EVA zaznaczała go żółtym kwadratem dodatkowo informując zebranych dowódców  zamaskowana jednostka wykryta, za chwilę pojawił się nowy kwadrat tym razem EVA oznajmiła podziemna jednostka wykryta. Stark w milczeniu spoglądał na mapę. Coraz liczniejsze żółte kwadraty pojawiały się na ekranie. Zbliżały się do bazy. Stark wyprostował się,
– EVA, przełącz na głośniki w całej bazie oraz otwórz kanał łączności do naszych jednostek będących w punktach zebrania.
– Wykonuję. Gotowe.
– Do wszystkich. Przygotować się na atak wroga. Bądźcie w gotowości.
Generał rozłączył się, pułkownik przez kilka chwil przyglądał się sytuacji na stole, ruszył w stronę wyjścia. Generał Stark popatrzył tylko, ale nie zatrzymywał go.