***
Pułkownik Johansen wyszedł z wąskiej kabiny i usiadł na swoim miejscu. Pojazd ruszył. Według wyliczeń za parę minut dojadą do miejsca, gdzie zaginął patrol . Nie chybotało tak pojazdem kiedy jechał po kamienistej drodze. Pułkownik w wolnej chwili pochylił się nad skrzynką leżącą przed jego nogami. Była długa na metr pięćdziesiąt, szeroka na pięćdziesiąt. Na wierzchu znajdował się niewielki zakryty szybką panel. Otworzył go i wpisał na klawiaturze szyfr. Zamki odskoczyły i skrzynka otworzyła się wolno. W środku otulony w specjalnej anty wstrząsowej formie znajdował się długi na metr trzydzieści karabin z nowoczesnymi przyrządami celowniczymi. Pod lufą miał zamontowane składane nóżki stabilizacyjne, choć można było strzelać bez konieczności stawiania broni na twardej powierzchni w poziomie. Jego lufa nie była okrągła tylko kwadratowa, ponieważ mieściła w sobie elektromagnesy, choć sam wylot lufy był okrągły. W magazynku znajdowało się pięćdziesiąt specjalnych pocisków z odpowiednim profilem, ciężarem oraz wytrzymałością. Waga samego karabinu nie przekraczała dziesięciu kilogramów wraz z akumulatorami. Wystrzeliwane z karabinu pociski rozpędzały się do ponad dziesięciu machów. Dziesięciokrotnie więcej niż prędkość dźwięku. Taki karabinek nie potrzebował ładunków miotających. Moc akumulatorów wystarczyła na oddanie ponad stu strzałów. System celowniczy był bardzo nowoczesny gdyż posiadał w swej pamięci bazę danych pojazdów wroga a zwłaszcza ich wrażliwe miejsca. Dzięki temu komputer celowniczy mógł ryglować cele kierując operatora tak, aby ten skutecznie zatrzymał pojazd lub wrogą jednostkę bojową. Operator mógł strzelać bez ryglowania pojedynczo lub trzy pociski na raz. Ryglowanie celu było nieco dłuższe, ale zapewniało skuteczny w stu procentach strzał. Ten karabinek był przeznaczony jako broń snajperska dalekiego zasięgu oraz do niszczenia lekkich pojazdów lub instalacji, ale ze względu na jego moc można było zniszczyć znacznie więcej, ale trzeba byłoby narazić się na ogień nieprzyjaciela. Obecnie pracowano nad jeszcze mniejszym i bardziej wydajniejszym karabinem elektromagnetycznym do zastosowania na polu bitwy, który mógł strzelać seriami. Dzięki znakomitym przyrządom celowniczym można było skutecznie razić cele na odległość powyżej trzech kilometrów. Pociski przebijały bez problemu każdy pancerz. Broń była na razie testowana, ale według pierwszych testów okazała się za długa, dość nieporęczna i niewydajna pod względem oddawania strzałów. Pułkownik zdecydował jednak zabrać ją na pole bitwy, tym bardziej, że miał sprawdzić jej przydatność podczas bardzo ciężkich warunków bojowych. Sprawdził stan akumulatorów. Były pełne, przetestował też systemy celownicze. Broń mimo swojej długości i szerokości doskonale leżała w dłoni, dzięki dobrze wykonanemu łożu oraz wyważonemu środkowi ciężkości. Broń wchodziła w integrację z interfejsem EVA, oraz z systemami celowniczymi samego hełmu bojowego. Sierżant patrzył na swego pułkownika oraz na broń, która wydawała się nazbyt futurystyczna i za duża na pole walki.
– Panie pułkowniku, ja też dostanę taką zabawkę? – zapytał się sierżant uśmiechając się lekko.
– Otrzymasz jak dorośniesz. – odparował pułkownik wstając z miejsca. Karabin był gotów do użytku. Włączył się interkom i w słuchawkach pojawił się głos kierowcy.
– Sir, dojechaliśmy we wskazane miejsce. Nie widzieliśmy po drodze naszych ludzi. Tu gdzieś powinien być nasz zwiadowczy APC. Burza powoli przechodzi. Na radarze mam odczyt naszego pojazdu oraz kilka dziwnych odczytów.
– Czekajcie na mój sygnał. – mówiąc to pułkownik rozłączył się i odezwał się do sierżanta – Ruszamy.
Sierżant otworzył przedni właz i obaj żołnierze ruszyli poprzez pustynny piach. Wiatr jeszcze wiał, ale główne czoło burzy piaskowej przeszło dalej. W powietrzu unosiło się mnóstwo pyłu. Obydwaj poruszali się bardzo ostrożnie, rozglądając się uważnie. Pod stopami mieli zasypaną w większej części asfaltową dwupasmówkę. Od dawna nikt nie sprawdzał stanu dróg z powodu walk oraz samych zmian pogodowych. Według wskazań znajdowali się około kilometra od mostów. Wyświetlacz HUD wskazał duży metalowy obiekt przed nimi. W pewnym momencie zauważyli majaczący przed nimi kształt. Podeszli ostrożnie i zobaczyli w pół zasypany pojazd APC. Sprawdzili czy nie ma zabitych lub rannych. Po kierowcach oraz zwiadowcach nie było ani śladu. Pułkownik przyjrzał się APC. Znalazł ślady lepkiej substancji oraz ślady po pociskach na pancerzu pojazdu. Czyli patrol wpadł w pułapkę. Pułkownik rozejrzał się i zobaczył wzgórze o pół kilometra od niego. Burze piaskowe potrafią być gwałtowne, ale też potrafią raptownie ucichnąć. Tak też się stało. Wiatr przestał wiać, poziom zapylenia znacznie spadł przez co krajobraz oraz niebo powoli stawało się przejrzyste. Johansen przywołał sierżanta i wskazał odległe wzgórze. Obydwaj ruszyli biegiem ostrożnie się rozglądając. Poruszali się po piaszczystych wydmach z trudem. Piasek pod ich stopami wciąż się zapadał lub obsuwał. Zbliżali się właśnie do dużego głazu, który osunął się z urwiska dawno temu, gdy zobaczyli zbliżającą się wolno postać. HUD-y wyświetliły siatki celownicze. Obydwaj schronili się za głazem. Pułkownik wycelował karabinek w zbliżającą się postać. Zbliżała się wolno, jakby nie była do końca sprawna. W pewnym momencie pułkownik opuścił broń, bowiem zobaczył przez celownik żołnierza GDI. Był cały obsypany piachem. Nogę miał zakrwawioną, opatrunek był niedbale założony, ale powstrzymał krwawienie. Pułkownik wraz z sierżantem usłyszeli słaby sygnał radiowy.
– Tu szeregowy Sheridan… wpadliśmy w pułapkę. Czy ktoś mnie słyszy? Jestem ranny potrzebuję pomocy… cholerne radio.
Pułkownik włączył radio i odezwał się do idącego żołnierza.
– Szeregowy Sheridan skręcie w lewo w stronę głazu.
Żołnierz zatrzymał się gwałtownie i rozejrzał ostrożnie. Zobaczył głaz oraz postacie, które wyszły zza niego. Rozpoznał swoich i zaczął kuśtykać ku nim prędko jak potrafił. W końcu dotarł do celu. Obydwaj żołnierze ubezpieczali jego przyjście. Czujniki niczego nie wykryły. Zmęczony żołnierz usiadł na ziemi. Jego hełm był strzaskany przez pocisk. Widocznie uszkodził radio dalekiego zasięgu. Szeregowy był w lekkim szoku. Johansen zdjął uszkodzony hełm i podał wodę. Żołnierz wypił trochę po czym podziękował i oddał manierkę. Wtedy zobaczył insygnia oficerskie. Zasalutował i próbował wstać. Pułkownik skinął na sierżanta. Ten go powstrzymał.
– Przepraszam sir, nie rozpoznałem stopnia. – rzekł przepraszająco Sheridan.
– Nic nie szkodzi synu. Sierżancie opatrzcie nogę.
– Tak jest.
Sierżant zdjął brudny bandaż. Przeciął nogawkę. Zobaczył dość sporą zakrzepniętą przestrzelinę. Widać było też zakrzepnięty płyn antyseptyczny. Widocznie szeregowy sam sobie próbował założyć opatrunek. Sierżant wziął własną podręczną apteczkę, ponownie odkaził ranę. Powstała piana otoczyła skrzep, by po chwili przekształcić się w żel. Sierżant założył opatrunek, zacisnął go na ranie. Wbił igłę obok rany i wpuścił płyn niwelujący ewentualne zakażenie oraz zmniejszający ból i obrzęk. Sierżant opuścił nogawkę i schował ją do buta. Poklepał żołnierza dla otuchy i rzekł.
– Pocisk przeleciał na wylot. Musisz koniecznie trafić do lekarza. To tymczasowe rozwiązanie żołnierzu.
– Dziękuję panie sierżancie.
Pułkownik włączył radio. Połączył się z APC. Kierowca niemal natychmiast się zgłosił.
– Tu pułkownik Johansen. Przyjeżdżajcie po nas.
– Tak jest. Już jedziemy.
– Co tam się stało? – zapytał pułkownik szeregowego, gdy tylko ten odzyskał formę.
– To cyborgi. Natknęliśmy się na ich patrol. Dwa standardowe, jeden komandos a jeden to „Żniwiarz”. Musieli nas obserwować przez pewien czas. Przez burzę jonową nasze czujniki nie były do końca sprawne. Błyskawicznie nas zaatakowali. Otworzyliśmy ogień. Dwóch naszych poległo na miejscu. Kierowcy, ja oraz jeszcze jeden żołnierz wyskoczyliśmy przez właz awaryjny. Ten metalowy skurwysyn strzelił do nas siecią. Kierowcy zostali uwięzieni w jego sieci. Nie miałem ze sobą broni, aby go powstrzymać. Ja i szeregowy Belaire uciekliśmy. To znaczy tylko ja, on oberwał serią w plecy. Ja dostałem w nogę i coś trzasnęło mnie w hełm. Nie czułem rany w nodze przez kilka minut, potem straciłem orientację w tej burzy. Nikt mnie na szczęście nie ścigał. Zrezygnowały z łupu, skoro mieli dwóch naszych. Błądziłem po omacku przez dobre kilkanaście minut, potem opatrzyłem nogę na ile mogłem. Jak się przejaśniło szedłem na południe, aż znalazłem tę drogę. – mówiąc to zakaszlał. Był bardzo poruszony – Pułkowniku, nie broniłem się, zostawiłem moich kolegów. To tak jakbym się od razu poddał.
– Nie synu – odparł Johansen – Lepiej się wycofać i walczyć dalej, niż być głupcem i atakować będąc bezbronnym. Dobrze zrobiłeś. Może wiesz gdzie są złapani kierowcy z APC?
– Nie wiem, panie pułkowniku. Może jeszcze żyją. Zapewne czekają na transport. Ale w tej pogodzie trudno o łączność.
– Daleko są te cyborgi?
– Nie wiem sir. Przez burzę straciłem orientację. Błądziłem dookoła… – szeregowy przerwał nagle. Zapłakał. Szok oraz dezorientacja zrobiły swoje. Sierżant chwycił go za ramię i pomógł wstać. Usłyszeli warkot zbliżającego się APC. Pułkownik pomachał ręką. Pojazd podjechał bardzo blisko. Ze środka wyskoczyli żołnierze i utworzyli perymetr. Głaz dobrze zasłaniał i pojazd i ludzi. Do rannego podszedł sanitariusz. Spojrzał na ranę po czym przywołał dwóch żołnierzy, którzy podnieśli rannego i ostrożnie weszli do pojazdu. Posadzili go na siedzeniu. Sanitariusz sprawdził stan rany. Wszystko na razie grało. Podał środki uspokajające oraz kroplówkę. Pułkownik nakazał zostać żołnierzom i pobrać ciężki sprzęt do zwalczania celów opancerzonych.
– Jedźcie do punktu zbornego. – wydał rozkaz dla kierowców. Właz zamknął się i APC ruszył w stronę południową. Oddział żołnierzy wraz z pułkownikiem ruszył w stronę wzgórza.
***
Po wejściu na jego szczyt wszyscy przykucnęli. Po drugiej stronie wzgórza pył już prawie opadł. Szeregowy Sheridan pomylił się błądząc w burzy piaskowej. Szok oraz dezorientacja, która wdarła się szybko do umysłu młodego żołnierza spowodowała, że wydawało mu się, że odszedł daleko. Pułkownik podczołgał się pod skraj urwiska jakim kończyło się wzgórze. Rozłożył nóżki karabinu w celu lepszej stabilności. Przez celownik począł obserwować teren. Dzięki doskonałej widoczności oraz znakomitemu zbliżeniu można było ujrzeć szczegóły otoczenia oraz celu. Pasywne celowniki wychwytywały dzięki czujnikom umieszczonym na karabinie wszystkie możliwe sygnatury celu. Charakterystyka sygnatur jednostek własnych jak i wrogich znajdowała się w pamięci karabinu. Dzięki temu można było bardzo szybko namierzyć cel dzięki automatycznej aktualizacji celów. Karabin miał zabezpieczenie w rodzaju wróg-przyjaciel. Automatycznie blokował wystrzał w stronę przyjaznej jednostki. Przydatna rzecz podczas wielkich potyczek na polu bitwy. Pułkownik uważnie obserwował teren. Dzięki wyświetlaczu HUD widział skrzyżowanie dróg, a raczej jego resztki przysypane małymi wydmami. Pośrodku tego skrzyżowania znajdowało się poletko tyberium. Drzewo tyberyjskie wyrzucało w powietrze co chwilę zarodniki. Dawniej, te tereny były bardzo zielone. Dzięki nowoczesnemu nawadnianiu trawa rosła niemal wszędzie. Zamierzano wybudować tu nowe osiedla ludzkie. Jednak zmiany pogodowe przyszły nagle. Burze jonowe oraz pola tyberium zniszczyły tę krainę niemal doszczętnie. Ludzie się stąd wynieśli zaś władze zaniedbały teren oddając go przyrodzie, a bardziej trafnie we władanie tyberium. Droga asfaltowa była niemal zasypana przez piach, gdzieniegdzie asfalt był odkryty w całości. Skrzyżowanie prowadziło do dwóch mostów, które przewieszone były nad głębokim kanionem, na którego dnie płynęła wolno rzeka. Pułkownik przez kilka sekund przyglądał się mostom. Na pierwszy rzut oka były w dobrym stanie. Na skraju pola tyberium stało trzech cyborgów, dwa standardowe, jeden komandos, brakowało natomiast „Żniwiarza”. Cyborgi obserwowały teren, ale na szczęście nie patrzyły w stronę pułkownika. Niedaleko nich pułkownik zobaczył niewielką wydmę, przyglądnął się jej uważnie. Okazało się, że to pojmani kierowcy APC. Sieć nadal ich trzymała, ponieważ nie mogli zbytnio się ruszać piasek ich przysypał. Pułkownik bez wahania odbezpieczył karabin i wycelował w najbardziej niebezpiecznego cyborga. Celował w głowę, aby szybciej wyeliminować cel. Celownik zaryglował się i Johansen nacisnął spust. W mikrosekundach pocisk rozpędził się do kilku machów przebywając drogę w rozpędzającym go polu elektromagnetycznym po czym wyleciał z lufy. Powietrzem wstrząsnął gwałtowny grzmot, który powstał przez lecący z ponaddźwiękową prędkością pocisk. Pocisk posiadał specjalne nacięcia stabilizujące jego lot. Podczas tarcia zaświecił się jasnym światłem ciągnąc za sobą niebiesko biały warkocz rozgrzanych cząsteczek metalu oraz powietrza. Pocisk dotarł do celu w milisekundach. Uderzył w bok głowy cyborga komandosa. Pocisk oddał całą swoją energię kinetyczną twardemu pancerzowi, a ponieważ był rozgrzany do białości przeniknął przez pancerz jakby był z papieru. Sama siła uderzenia była tak ogromna, że najpierw głowa cyborga eksplodowała a rozbita masa rozgrzanego pocisku dokonała reszty spalając wszystko co organiczne i nieorganiczne. Moduł SI wyparował. Odłamki elektronicznych śmieci pofrunęły we wszystkich kierunkach. Impet pocisku był na tyle silny, że ważący ponad dwieście kilogramów cyborg pofrunął w powietrzu i upadł ciężko na ziemię wzbijając tuman kurzu. Machał bezradnie kończynami w śmiertelnym skurczu. Po chwili przestał. Po chwili nadleciał kolejny pocisk rozłupując głowę następnego cyborga. Trzeci cyborg zaczął strzelać w stronę wzgórza. Pociski głucho trzaskały o urwisko. Pułkownik szybko zmienił pozycję, namierzył ostatniego cyborga. Trafił go dwukrotnie w korpus. Pociski przeszły przez jego ciało jak przez gąbkę odrywając nogi od tułowia. Wnętrze zostało spalone przez rozgrzane do białości pociski. Nogi drżały w pośmiertnych skurczach, natomiast tułów zaczął wędrówkę w stronę mostów. Jego wszystkie elektroniczne systemy były uszkodzone, ale działał żywy mózg, który nakazywał ucieczkę. Nie uszedł za daleko. Kolejny pocisk z karabinu pułkownika rozerwał jego głowę na strzępy.
***
Pułkownik przez chwilę rozglądał się, aby upewnić się że nie został ani jeden cyborg. Jego żołnierze również obserwowali okolicę. Nie widać było żadnego niebezpieczeństwa. Pułkownik wstał, złożył nóżki karabinu. Wyznaczył dwóch obserwatorów, natomiast reszta oddziału miała za zadanie zabezpieczyć skrzyżowanie oraz mosty. Zbiegli na dół. dotarli do zniszczonych cyborgów. Ich sygnatury energetyczne wskazywały na zero aktywności. Byli martwi. Sierżant Dawson podszedł do uwięzionych kierowców. Obydwaj żyli, choć byli nałykali się piachu i strachu. Lepka sieć nadal ich oplatała. Sierżant wyciągnął z kieszeni spray. Spryskał nim sieć, która błyskawicznie się roztopiła. Została tylko wodnista breja. Żołnierze pomogli wstać kierowcom po czym odprowadzili ich w stronę wzgórza. Pułkownik miał właśnie wezwać APC, gdy połączył się z nim jeden z obserwatorów.
– Pułkowniku. Zbliża się do mostu wrogi APC, za nim idzie „Żniwiarz”. Są jakieś dwa kilometry od was. Wycofajcie się natychmiast.
– Widocznie zjawili się po swój łup. Wszyscy ruszać się w stronę wzgórza. W razie co ogień zaporowy. Obserwatorzy użyjcie granatników jak cele znajdą się na skrzyżowaniu. – wydał rozkaz pułkownik po czym cała grupa biegiem ruszyła w stronę wzgórza. Pułkownik minął niosących nieprzytomnych kierowców po czym żwawo zaczął wspinać się na wzgórze. Będąc na górze ponownie rozstawił karabin i zaczął obserwację. Widział wyraźnie jak APC kierowany automatycznie przez własną jednostkę SI przejeżdża przez most. Za nim zaś cyborg „Żniwiarz”. Johansen wziął na cel APC, jako większy obiekt. Celownik automatycznie ustawił się na napędzie pojazdu. Pułkownik przekręcił lekko karabin, tak aby siatka celu pokryła się z zaryglowanym celownikiem. Urządzenie zapikało, gdy obydwie siatki naszły na siebie. Pułkownik przełączył na serię po trzy pociski i nacisnął spust. Co sekundę z lufy wyleciał pocisk. Dotarły do celu zanim zaniknął huk wystrzału. Doszło do potężnej eksplozji, gdy pociski zniszczyły ogniwa mocy. Połowa APC zniknęła, druga zaś płonęła jasnym ogniem. Pojazd przestał się poruszać. Cyborgiem zachwiała fala uderzeniowa spowodowana eksplozją. Utrzymał się na nogach. Jego systemy namierzające były znacznie bardziej nowoczesne. W podczerwieni zauważył liczne odczyty. Szybko wyciągnął swoją rękę na której osadzona była bateria rakiet. Zaczął strzelać. Niewielkie pociski rakietowe pomknęły w stronę wzgórza powodując eksplozje, które zniszczyły punkt obserwacyjny. Pułkownik oraz obserwatorzy właśnie zbiegali ze wzgórza, gdy na górze eksplodowały pierwsze pociski. Pułkownik zbiegł ze wzgórza po czym ruszył w stronę skrzyżowania. Cyborg był zaledwie półtora kilometra od niego. Podniósł swój karabin i zaczął strzelać. Serie po trzy pociski szarpały lekko ramieniem pułkownika. Huk wystrzałów był ogłuszający. Żołnierze zaczęli ostrzeliwać cyborga granatami. Cyborg stał nadal w jednym miejscu gdy wokół niego wykwitły wybuchy. Kilkanaście pocisków ponaddźwiękowych pomknęło w stronę celu. Pociski trafiając w korpus cyborga rozrywając go na strzępy. Po zakończeniu ostrzału pułkownik połączył się z APC i wezwał go jak najszybciej. Sierżant Dawson podszedł do pułkownika i zapytał się go.
– Po diabła przyciągali APC? To im zabrało więcej czasu i naraziło na atak. Może i są metalowi, ale nie są głupi. CABAL pewnie o nas wie.
– Chcieli zabrać naszych do bazy CABAL-a. Cyborg musiał dotrzeć jak najbliżej bazy macierzystej i wezwać APC. Masz rację, CABAL już wie o naszej wizycie. Cyborg musiał sporo przejść, aby nawiązać łączność. Mimo tego to i tak jest to szansa dla nas, bo nie wyśle na nas wszystkich jednostek. A to wszystko dzięki burzy jonowej.
– To dobra wiadomość panie pułkowniku.
– Bardzo dobra. Musimy tylko uważać na ich patrole, które zbliżą się do nas na tyle, aby skutecznie zaatakować.
Sierżant uśmiechnął się. Po chwili do uszu pułkownika doszedł pomruk silnika i za wzgórza wyjechał APC, zwolnił i podjechał blisko żołnierzy. Klapa włazu opadła i ze środka wyszło kilku żołnierzy w tym sanitariusz. Szybko podeszli do siedzących żołnierzy, sanitariusz sprawdził ich stan, byli stabilni tylko nieprzytomni. Żołnierze wzięli pod pachy nieprzytomnych kolegów z pojazdu, po czym ułożyli po kolei na wolnych miejscach w pojeździe, przypięli ich pasami, aby nie pospadali z siedzisk. Wszyscy weszli do środka, właz się zamknął i APC ruszył po czym zawrócił i skierował się w stronę pojazdu zwiadowczego. Po drodze zatrzymali się obok uszkodzonego APC. Jeden z kierowców wsiadł do pustego pojazdu, sprawdził jego stan użyteczności, pojazd okazał się sprawny. Kierowca uruchomił pojazd i po kilku próbach wyjechał z sypkiego piachu. W chwilę później obydwa pojazdy ruszyły. Po dojechaniu na miejsce, pułkownik wyszedł z APC i wszedł do zwiadowczego. Zdjął hełm i podszedł do generała Starka.
– Nasz zwiad natknął się na patrol cyborgów. Zgłaszam śmierć dwóch żołnierzy. Wszystko jest w EVA.
– Pułkowniku, czy nasz konwój może ruszać? – zapytał się generał Stark, patrząc na swego zastępcę.
– Może dojechać do tej pozycji, gdzie znajduje się pojazd rozpoznawczy. Zanim udamy się na drugi brzeg rzeki, wolę sprawdzić równinę przynajmniej o perymetrze kilku kilometrów. Skoro był patrol cyborgów, to może coś tam jeszcze jest. Burza piaskowa przesunęła się poza mosty, więc nic nie widziałem. Do mostów jest czysto.
– Masz rację. Lepiej nie ryzykować. Przeprowadź kolejny zwiad. – mówiąc to generał skinął głową, pułkownik zasalutował i wyszedł. Generał popatrzył za nim, po chwili połączył się z oficerem zarządzającym konwojem. Jego twarz zdradzała niecierpliwość.
– Tak, panie generale? – zapytał się oficer.
– Możecie ruszać, ale kierujcie się wprost na mnie. Acha, mamy trzech rannych żołnierzy. Niech medycy sprawdzą ich stan. Przygotuj ich do tego.
– Tak jest sir, przekazuję rozkaz do innych jednostek, będziemy u pana za dwadzieścia minut. Zawiadomię personel medyczny. Bez odbioru.
Ekran łączności stał się czarny. Generał przełączył się na mapę terenu, wraz z zaznaczonymi na niej sojuszniczymi jednostkami. Widział, jak żółte kropki ruszają powoli i kierują się w jego stronę. Tymczasem jedna kropka, będąca niedaleko ruszyła z powrotem w stronę mostów.
***
Nieprzytomnych żołnierzy przeniesiono do drugiego APC, został z nimi sanitariusz oraz żołnierz, którego pułkownik wraz z sierżantem napotkali na drodze. APC zbliżył się do mostów, pułkownik nakazał kierowcom zatrzymać się. Przez peryskop rozglądnął się po okolicy. Płonący APC właśnie dogasał. Wszędzie leżały szczątki zniszczonych cyborgów. Nie było niczego podejrzanego. Połączył się z generałem Starkiem.
– Panie generale, za chwilę przekroczę most. Naocznie stwierdzę, czy nie ma w pobliżu patroli wroga. Połączę się z panem za piętnaście minut. Bez odbioru.
Pułkownik rozłączył się i zwrócił się do swoich podkomendnych.
– Dobra panowie i panie, zbierać się. Brać sprzęt. Wyrzutnie rakiet też, nie chcę napotkać czegoś z czym sobie nie poradzimy. – widząc jak żołnierze szybko się przygotowali, otworzył właz. Żołnierze mimo ciężaru na plecach wyskoczyli szybko z APC i ruszyli do przodu w dwójkach ubezpieczając się nawzajem. Pułkownik zanim wyszedł powiedział do kierowców.
– Czekajcie na nas, za tym wzgórzem, osłoni was. W razie wezwania macie po nas przyjechać bez wahania.
– Tak jest, sir.
Pułkownik kiwnął głową i wyszedł z pojazdu, widział jak właz się zamyka a APC wycofuje się do wyznaczonej pozycji. Ruszył w stronę mostów.
***
Przejście przez most zabrało im kilka minut, musieli zachować najwyższą ostrożność ze względu na obecność cyborgów. Żołnierze rozdzielili się przeszukując większy obszar. Jeden z żołnierzy niósł specjalny skaner zdolny wykryć urządzenia wojskowe Bractwa Nod wraz z poszczególnym uzbrojeniem, prototyp nazwano W-Scan-01. Podobnie jak GD-8 był prototypem, testowanym w warunkach polowych. Skaner był dość topornym urządzeniem, żołnierz musiał nieść główną jednostkę na plecach wraz ze specjalistyczną bazą EVA. Urządzenie działało podobnie jak MSA (Ruchome Systemy Wykrywające), tylko w bardziej rozszerzonym zakresie pod względem ilości sygnatur wrogich jednostek w bazie danych. Zasięg urządzenia nie był za wielki, nie przekraczał jednego kilometra. Urządzenie wykrywało tylko jednostki naziemne. Specjalna antena wysuwała się na metr, stąd żołnierz był narażony na atak, musiał chować się za przeszkodą. Skan trwał zaledwie trzydzieści sekund. Skanowanie było pasywne, urządzenie nie wysyłało żadnych sygnałów, więc nie sposób było go namierzyć, oprócz nieszczęsnej anteny. Tym razem nie było gdzie się schować, ale na to nie było czasu, aby się zastanawiać. Żołnierz cierpliwie czekał, aż urządzenie skończy pracę. Odpowiedni komunikat wyświetlił się na jego HUDzie w hełmie. Włączył interkom i połączył się z pułkownikiem.
– Sir, skaner wykrył dwa obiekty, są blisko siebie. Znajdują się około kilometra na wschód od nas. Sygnatura nieczytelna ze względu na burzę. EVA nie wykryła innych jednostek. Czy mam przejść dalej?
– Nie. Wracaj z Robinsonem do APC. Reszta idzie sprawdzić co to za obiekty. Przekażcie informacje, że patrol wydłuży się o dwadzieścia minut.
– Tak jest sir, bez odbioru.
Dwaj żołnierze ruszyli w stronę mostów, reszta oddziału ruszyła w stronę obiektów.
***
Marsz zajął kilka minut czasu. Na szczęście mieli pod stopami twardą powierzchnię a nie sypki piach co ułatwiło przeprawę. Będąc trzysta metrów od obiektów, żołnierze schowali się za niewielkimi skałami. Pułkownik przyglądał się im uważnie przez specjalną lornetkę, która była podłączona do interfejsu EVA. Nie miał wątpliwości, że to artyleria wroga. Na razie nie była aktywna, zasypana po części piachem. Jednak bliższe podejście groziło wykryciem przez czujniki. Pułkownik i tak mocno się zdziwił dlaczego nie zaatakowała, skoro są tak blisko. Najwidoczniej artyleria oczekiwała na większy kąsek niż kilku żołnierzy. Spojrzał jeszcze raz, nagle zobaczył jak lufy artylerii podnoszą się w górę.
– A niech to jasny szlag trafi…- pomyślał pułkownik, po czym ryknął w interkom – Biegiem w stronę wrogiej artylerii! – mówiąc to ruszył do przodu, biegnąc ile sił w nogach. Za nim ruszyli żołnierze. Pułkownik wiedział, że artyleria namierza bliskie cele zmieniając swoją pozycję, oni znajdowali się jeszcze w zasięgu rozstawionych artylerii. Dzięki temu, że się zbliżali systemy bezpieczeństwa artylerii zmuszą ją do zaprzestania ostrzału i wycofania się z obecnych pozycji na dalszą, aby skutecznie razić wrogie cele i nie narazić się na ostrzał z własnego działa. Taki system bezpieczeństwa zamontowali na swoich pojazdach naukowcy z Bractwa Nod. CABAL nie mógł tego obejść bez narażenia swoich jednostek na samobójczy ostrzał. Wystrzeliwane pociski miały olbrzymią siłę rażenia, jeśli by eksplodował w odległości poniżej siedemdziesięciu metrów od artylerii mógłby ją uszkodzić. Żołnierze biegli dysząc, bo ciężar sprzętu dawał im się we znaki, na szczęście ich siła i wytrzymałość fizyczna była na najwyższym poziomie. Po chwili do ich uszu dotarły silne odgłosy eksplozji za plecami. Kamienie, piach spadały dookoła nich, mniejsze kamyki uderzały w ich plecy oraz hełmy. Nikt nie oglądał się za siebie. Widzieli jak artyleria podnosi wyżej lufy skracając lot pocisków, jeszcze parę sekund i nastąpi druga salwa. Biegli ile sił w nogach, aby jak najszybciej skrócić dystans. Nastąpiły pierwsze objawy zmęczenia, czuli że wszystko im ciąży, ale nie mogli nic porzucić. Biegnąc obserwowali wrogie pojazdy. Musieli zaczekać aż artyleria się złoży, inaczej zatrzymanie się groziło śmiercią. Byli na tyle blisko, że słyszeli jak artyleria wystrzeliwuje drugą salwę. Byli od obu pojazdów niewiele jak sto metrów. Słyszeli świst opadających pocisków. Potężna eksplozja pchnęła ich do przodu, niektórzy żołnierze stracili równowagę i przewrócili się na ziemię. Gruz posypał się wszędzie łomocząc w ich hełmy oraz o ich ciała. Pułkownik widział jak obydwa pojazdy składają lufy i wycofują się poza okręg rażenia własnych pocisków. Na to właśnie czekał, podniósł się z ziemi i ruszył do przodu.
– Rozwalić je ! – krzyknął w eter, po czym zaczął strzelać ze swojego karabinu. Szybkostrzelne pociski trafiały z ogromnymi prędkościami w pancerz obydwu pojazdów. Przebijając go i niszcząc wnętrze. Pułkownik nie ryglował ważniejszych części wrogich pojazdów, przez co mógł swobodnie strzelać. Jednak taki ostrzał był nieefektywny. Artylerie nadal się poruszały. Pułkownik przełączył na system ryglujący. Komputer broni natychmiast znalazł sygnaturę pojazdów i określił wrażliwe części. Pułkownik zaryglował cel i oddał strzał. Pocisk uderzył w łoże działa uszkadzając lufę oraz podnośniki hydrauliczne. Olej z podnośników zaczął się palić zalewając cały pojazd płomieniami. Artyleria mimo uszkodzenia odjeżdżała dalej. Systemy autonaprawcze nie mogły naprawić tak poważnego uszkodzenia. SI skierowała pojazd do macierzystej bazy w celu dokonania napraw. Pułkownik wiedział, że jeśli uciekną będzie bardzo źle. Wymierzył swoją broń, ale nie zdążył strzelić. Jego żołnierze otrząsnęli się i zaczęli strzelać w poruszające się pojazdy. Granatniki ożyły, wyrzucając w stronę pojazdów wroga swoje śmiercionośne ładunki. Eksplozje rozkwitły na pojazdach oraz dookoła. Jeden z żołnierzy odbezpieczył wyrzutnię rakiet wycelował ją uważnie. System celowniczy zaryglował cel. Wielogłowicowy przeciwpancerny pocisk napędzany silnikiem rakietowym pomknął w stronę nieuszkodzonego pojazdu. Trafił go i nastąpiła eksplozja pierwszej głowicy, niszcząc pancerz zewnętrzny, druga głowica przebiła się przez pancerz wewnętrzny wrzucając do środka rozgrzane do białości odłamki. Trzecia głowica posiadająca zestalony materiał wybuchowy, który eksplodował w warunkach wysokiej temperatury. Eksplozja materiału wybuchowego rozpruła pojazd od środka z niesamowitą siłą. Powietrze zafalowało od fali uderzeniowej a w powietrze pofrunęły odłamki i części wrogiego pojazdu. Niektóre pociski, które były wewnątrz artylerii eksplodowały tuż po trafieniu, reszta spaliła się w temperaturze kilkuset stopni. Na ziemię zaczęły spadać resztki wrogiego pojazdu większe i mniejsze poskręcane, okopcone kawałki metalu. Pułkownik poczuł jak coś uderzyło w niego z ogromną siłą powalając go na ziemię. Zakaszlał i zobaczył, że w jego pancerzu wbił się poskręcany dymiący kawałek metalu. Spojrzał na wrogi pojazd. Ocalałe resztki tak jak koła oraz częściowy korpus płonęła jasnym płomieniem. Słup czarnego dymu unosił się w powietrze.
– Jedna z głowy – pomyślał pułkownik. Druga, uszkodzona przez pułkownika właśnie zjeżdżała ze wzgórza. Nie mogła strzelać, ale mogła zawiadomić liczne patrole o ataku. Patrol żołnierzy ruszył za uciekinierem. Pułkownik wycelował swoją broń i nacisnął spust. Nic się nie stało nie nastąpił wystrzał. Na HUDzie wyświetlił się komunikat o uszkodzeniu broni. Pułkownik obejrzał broń. Ten sam odłamek który trafił jego otarł się o karabin uszkadzając łącze. Pułkownik zaklął. Zabezpieczył broń i przewiesił karabin na plecy. Przy sobie miał tylko broń przyboczną. Nie musiał wydawać rozkazu. Jego ludzie zaczęli właśnie kanonadę. Kilka granatów trafiło w gąsienice uszkadzając je. Uszkodzone gąsienice zjechały ze zgrzytem z kół napędowych. Pojazd jeszcze trochę odjechał, po czym zatrzymał się. Był cały podziurawiony. Napęd był cały w strzępach. Gdzieniegdzie wydobywał się czarny dym i iskry z uszkodzonych przewodów elektrycznych. SI pojazdu wykryła krytyczne uszkodzenia. Brak możliwości napraw. Czujniki zewnętrzne były w miarę sprawne. Wykryły zbliżających się ludzi. Pozostało tylko jedno: autodestrukcja. Moduł SI nie mógł trafić w ręce wroga. Żołnierze zbliżali się w stronę pojazdu. Pułkownik widząc to krzyknął.
– Cofnąć się do cholery, tam nie ma ludzi ! To może być… – nie zdążył dokończyć zdania, kiedy powietrzem targnęła eksplozja, tym razem eksplozja była większa, system autodestrukcji uaktywniał zapalniki pocisków artylerii Podmuch eksplozji był tak potężny, że rzucił żołnierzami na kilka metrów. Gdyby nie pancerze oraz osłony na twarzy zginęliby na miejscu. Przesłony w hełmach popękały, ale nie rozleciały się. Hełmy ocaliły uszy, gdyż huk eksplozji był ogromny. Poczuli jak ich klatki piersiowe zgniata olbrzymie imadło. Wszystkim zaparło dech w piersiach. Pułkownik leżąc na ziemi zakaszlał. Czuł ból a to znaczyło, że żył. Powoli wstał. Jego ubranie było poszarpane przez odłamki, ale nie krwawił. Nie miał też złamań. Może kilka siniaków na ciele. Powoli wstał i zobaczył, że artyleria wyparowała. Nic z niej nie zostało. Tam gdzie stała widniał ogromny okopcony lej. Ruszył w stronę swoich żołnierzy. Nikt nie był ranny, ani zabity. Co zdawało się na cud. Mieli tylko stłuczenia oraz byli cali poobijani. Johansen nakazał powrót na skrzyżowanie. Idąc włączył kanał łączności. Odległość była spora, pułkownik miał nadzieję, że się połączy mimo złych warunków. Niebezpieczeństwo było na razie zażegnane, ale nie wiadomo na jak długo.
– Wzywam cię „Siódemka”. Tu patrol „Echo Siedem”. Odbiór?
Po chwili usłyszał w słuchawkach nieco trzeszczący głos.
– Tu APC Siedem, Słyszymy was głośno i wyraźnie. Oczekujemy na rozkazy.
– Punkt ekstrakcji naszego oddziału namierz przez mój sygnał. Natychmiastowa ewakuacja.
– Będziemy za parę minut sir, proszę czekać. Bez odbioru.
Pułkownik nakazał zatrzymać się i zabezpieczyć perymetr. Byli na otwartym terenie. Po kilku minutach pojazd pojawił się na drodze. Przejechał przez most i ruszył w stronę grupy jak najprędzej po około pięciu minutach znalazł się przy żołnierzach. Oddział pułkownika był już gotowy do ewakuacji. Wsiedli do środka jak najprędzej. Szybko usiedli. APC ruszył z kopyta, niemal w miejscu zakręcił i ruszył z dużą prędkością w stronę mostów. Pułkownik schował zepsuty karabin do walizki i zamknął ją. Będzie musiał przekazać informacje oraz broń dla działu technicznego.