TŚ – Część 2

Tyberyjski Świt – Część 2

***

Szpital w Sarajewie
ul. Bolnička, Sarajewo, Bośnia i Hercegowina

Budynek szpitala ucierpiał z powodu wojny domowej. Pacjentów przeniesiono do tymczasowego szpitala, zaś ten przygotowywano do ponownego otwarcia. Na placu przed szpitalem stało kilka samochodów ciężarowych, sprzęt budowlany oraz robotnicy. Pojazd agentów powoli wjechał na niewielki plac przed wejściem. Sygnał nadajnika był wyraźny, zaś czujnik promieniowania wykazywał promieniowanie głowic. To musiało być tu. Od razu podszedł do nich uzbrojony strażnik.
– Przepraszam, ale tu nie wolno parkować. Proszę odjechać – rzekł autorytatywnie strażnik wskazując wyjazd.
– Jesteśmy z ONZ – skłamał gładko Ross po serbochorwacku. – Chcielibyśmy przyjrzeć się budynkowi, aby zapewnić wsparcie międzynarodowe.
– Nic mi o tym nie wiadomo. Proszę odjechać.
Ross klepnął kierowcę w ramię. Samochód wolno ruszył i po chwili znalazł się po przeciwnej stronie ulicy.
– Podejrzany typek. – stwierdził Ross.
– Co? Czemu? – zapytał się Bell.
– Powiedział do nas po angielsku, ale nasze blachy są lokalne.
– No faktycznie. – stwierdził Bell. – Jak to zrobimy?
– Czekamy na naszych. I wchodzimy siłowo. – odpowiedział Ross.
– Czego właściwie szukacie? – zapytał porucznik siedzący naprzeciw Rossa i Bella. Był wyraźnie zdenerwowany. Domyślał się czego tak naprawdę szukają.
– Nie wasza sprawa. Poza tym to tajemnica. Zostajecie w samochodzie. – mówiąc to agenci wyszli z pojazdu. Od niechcenia zapalili papierosa. Po chwili podjechały niewielkie ciężarówki z firmy transportowej i zasłoniły samochód. Ross i Bell założyli kamizelki kuloodporne po czym wyposażyli się w broń krótką i długą. Zaskoczony porucznik i podoficer patrzyli na nich oraz kilkunastu świetnie uzbrojonych ludzi.
– Wy zostajecie. – rzekł Ross do porucznika. – Czekajcie na nas.
Na dany znak Rossa, jego ludzie rozproszyli się. Na sąsiednim dachu stanowisko zajęli snajperzy. Zaś grupa uderzeniowa zbliżała się do szpitala. Oddziały Delta, Brawo, Omega i Sigma ruszyły w wyznaczonych kierunkach. Dwaj agenci towarzyszyli oddziałowi Delta, który skierował się w stronę głównego placu. Dotarli prawie do wejścia, gdy zobaczyli robotników wychodzących z budynku. Ci błyskawicznie wyciągnęli broń automatyczną zza pleców, ale nie zdążyli otworzyć ognia, gdy kule wystrzelone przez snajperów powaliły ich na ziemię. Po chwili pojawił się strażnik uzbrojony w przenośną wyrzutnię rakiet RPG. Zobaczył zbliżających się komandosów, zaczął kierować swoją śmiercionośną broń, gdy pocisk wystrzelony z karabinu snajperskiego przewiercił się przez czaszkę. Martwy mężczyzna runął głucho na ziemię. Oddział Delta wszedł do środka. Po chwili wewnątrz budynku rozległa się kanonada.

***

Minęło kilkadziesiąt minut od wejścia do szpitala. Oddziały napotkały spory opór, ale udało się pokonać wszystkich strażników. oddziały skierowały się w stronę skąd był najsilniejszy sygnał z nadajnika. Nadajnik znajdował się w dawnym gabinecie dyrektora szpitala. Broniący wejścia do gabinetu ostrzeliwali komandosów z ciężkiego karabinu maszynowego. Terkot był ogłuszający.
– Dawać błyskowo-ogłuszające! – ryknął Ross. Komandosi rzucili granaty, które upadły kilka metrów przed wrogiem. Potężny błysk światła i ogłuszający huk przez chwilę otumanił obsługę karabinu. Zdezorientowani nie potrafili się skupić na celu. Celny ogień komandosów powalił strażników i oddział Delta stanął naprzeciw drzwi. Oddziały Brawo, Omega i Sigma na rozkaz wydany przez Rossa przeszukiwali szpital pomieszczenie po pomieszczeniu. Komandosi przygotowali ładunki do włamu i zamieścili je na drzwiach. Ich koledzy byli gotowi du wrzucenia granatów. Na dany znak ładunki wyrwały z zawiasów drzwi, zaś drugi oddział wrzucił granaty ogłuszające do środka pomieszczania. Po eksplozji granatów oddział Delta wpadł do środka wypatrując celów. Nikogo nie znaleziono. Po zabezpieczeniu pomieszczenia weszli Ross i Bell. Pod jedną ze ścian stały duże pojemniki. Bell spojrzał na skaner. Sygnał pochodził z jednej ze skrzyń. Na dany znak komandosi otworzyli ją. W środku znajdowały się zwłoki mężczyzny z poderżniętym gardłem oraz z nożem wbitym prosto w serce. Na nożu znajdował się nadajnik.
– Sprawdźcie skrzynie. – ryknął Ross widząc zabitego. Rozpoznał go od razu. To był ich człowiek.
Nagle usłyszeli sygnał. To był sygnał dzwonka telefonu. Rozejrzeli się. Telefon leżał obok zwłok zabitego. Ross podniósł go i odebrał.
Jak się podoba mój prezent agencie Ross? – zapytał rozmówca.
– Stań osobiście przede mną to ci odpowiem sukinsynu – warknął Ross.
Ach i po co te wulgaryzmy. Sądziłem, że jest pan wykształconym cywilizowanym człowiekiem,  a nie głupim trepem. – odpowiedział rozmówca wyraźnie rozbawiony. – To ty go podesłałeś a ja go odesłałem w zaświaty. Nie lubię zdrajców i szpiegów.
– Kane, dopadnę cię tak czy siak. Odpowiesz za wszystko. Gdzie są głowice?
Bezpieczne. I nie groź mi bo to akurat moje zadanie. – odpowiedział mężczyzna – Pozostawiłem wam drugi prezent. Pożegnalny. Żegnam. – rozmówca rozłączył się. Widząc minę Bella, Ross rzucił telefon na podłogę i wysapał – Tak, to był on.
– I co teraz? – zapytał Bell. Ross nie zdążył odpowiedzieć, gdy do pomieszczenia wszedł jeden z komandosów. – Znalazłem coś w drugim pomieszczeniu. Chodźcie zobaczyć. Obydwaj agenci ruszyli za komandosem. Dyrektor szpitala posiadał własną łazienkę. Pod prysznicem stała metalowa walizka.
– Kurwa mać – wyspał Bell. Ross spojrzał przerażony. Rozpoznali przedmiot. To walizkowa bomba atomowa. Nie zdążyli zareagować. Błysk jasnego światła pochłonął ich, szpital oraz okoliczne zabudowania.