Rdzeń CABAL-a 18

***

Pułkownik Johansen był opanowany i spokojny. Wszystko zostało wyłączone, zaś jednostki latające uziemione. Pułkownik obserwował uważnie wrogie jednostki i gdy te znalazły się w wybranym przez pułkownika miejscu wydał rozkaz ataku. Kopuły ruchomych EMP zaczęły świecić. Nagle rozbłysły. Tylko na osłoniętym EMP było widać rozchodzącą się falę impulsu elektromagnetycznego. EVA powiadomiła kierowcę obsługującego impuls, że dotarł on do podziemnych jednostek. Kierowca połączył się z pułkownikiem powiadamiając, że można włączyć urządzenia. Wszyscy natychmiast poczęli włączać wszystko co wyłączyli. MSA również odżył. Technik obsługujący urządzenia połączył się z pułkownikiem.
– Pułkowniku. Mamy siedemnaście odczytów zmiany kąta położenia. Wyjeżdżają na powierzchnię. Wyjadą na powierzchnię w ciągu pięciu minut. – zawiadomił technik.
Dziękuję poruczniku – odparł pułkownik i rozłączył się. Niemal natychmiast nakazał bombardowanie. „Orki” bombowce czekały na tę chwilę. Wzniosły się i po chwili lecąc wolno wyrzuciły ze swych przepastnych trzewi po dziesięć bomb każda. Bomby spadały kierowane przez komputer, który sterował ich lotkami oraz pilnował toru schodzenia. Uderzyły w ziemię z ogromną siłą przebijając się aż do samego tunelu po czym eksplodowały. Ich siła rażenia była ogromna. Pod powierzchnią ziemi eksplozja bomb rozerwała wszystko na strzępy. Na powierzchni wykwitły olbrzymie eksplozje podnoszące setki ton skał, by po chwili zapaść się w ogromne głębokie leje oraz długie na kilkanaście kilometrów zawalisko, gdzie znajdował się tunel. Widok eksplozji oraz to co po nich zostało był powalający. Fala uderzeniowa dotarła w ciągu kilku sekund do pojazdów i wstrząsnęła nimi porządnie. Dudniący huk eksplozji rozchodził i odbijał się od skał oraz kanionów. Johansen zaczekał aż technicy zrestartują MSA. Po chwili otrzymał potwierdzenie. Wszystkie podziemne cele zostały zniszczone. Bombowce zawróciły do bazy. Rodriguez połączył się z Johansenem.
Co to było? – zapytał lekko wstrząśnięty.
– Nazywamy je „Duża Mamuśka”. To nowe bomby UGBD-78. Programowalne do niszczenia celów podziemnych. Niezłe co? – zapytał z uśmiechem Johansen.
Tak, o mały włos abym się nie przewrócił. A wiesz jakie straty by były, jakby mnie zabrakło?  – prychnął Rodriguez i dodał szybko – Zabierz te swoje zabawki z daleka od moich zabaweczek. Kiedy ruszamy?
– Już za chwilę – odparł Johansen i rozłączył się. Wpisał polecenie do EVA. Rozkaz dotyczył wymarszu jednostek w stronę baz wroga. Wszystkie jednostki ruszyły.

***

Sznur podziemnych pojazdów CABAL-a podążał tunelem zbliżając się do końca swej podróży. Przed pierwszym pojazdem, który prowadził kolumnę pojawiło się zawalisko skał, betonu oraz połamanych konstrukcji metalowych. Według map, tunel prowadził do drugiej nitki podziemnej autostrady. Nitka podziemnego tunelu była bardzo dawno używana, prawdopodobnie zasypana w dalszych jej częściach przez naturalny zawał lub specjalnie wysadzona w powietrze przez wycofujące się jednostki Nod. Kilkadziesiąt metrów przed zawaliskiem stała drezyna. Ważyła kilkanaście ton i stała w poprzek zagradzając przejazd. Podziemny transporter APC, pierwszy pojazd w kolumnie jechał wolno a jego świder pracował na pełnych obrotach. Uderzył nim w zawalidrogę i zaczął przesuwać ku zawalisku. Zęby świdra szarpały wściekle stal z pojazdu, ale drezyna przesuwała się i stawiała średni opór ciężkiemu pojazdowi trąc bokami o ściany tunelu oraz kołami o podłoże. Jęk i zgrzyt metalu rozbrzmiewał głośno po opustoszałym tunelu. W pewnym momencie drezyna zahaczyła o wystające z podłoża stalowe bolce o przekroju dwudziestu centymetrów zabezpieczające przejazd. Były maksymalnie wysunięte i dość wytrzymałe, aby zatrzymać każdy jadący pojazd. Na szczęście wysunięta była tylko jedna para bolców. Standardowo w tunelach było ich aż dziesięć co kilkanaście metrów. Za nimi ustawiono dwa potężne bloki żelbetonowe. Drezyna ze zgrzytem została przyciśnięta do bolców. Wielotonowy pojazd APC zwiększając nacisk miażdżył drezynę o wystające bolce. Jego świder wchodził głębiej w konstrukcję pojazdu rozrywając ją na strzępy. Po chwili APC wjechał po korpusie zniszczonego pojazdu na bolce. Drezyna utworzyła swoisty przejazd nad stalowymi bolcami, które przechyliły się i powyginały pod naciskiem kilkudziesięciu ton. Świder APC uderzył w betonowe zagrody. Sam ciężar pojazdu oraz kąt zjazdu rozerwał przegrody. Kawałki betonu latały wszędzie dookoła. Po chwili APC zjechał na dno tunelu i rozepchawszy resztki zagrody ruszył dalej wprost w stronę zawaliska. Po wraku drezyny przejeżdżały kolejne ciężkie pojazdy, zaś ich gąsienice miażdżyły wszystko po drodze. Bolce nie wytrzymały i pękły. Huk był olbrzymi, ale dzięki temu ruch jednostek znacznie przyspieszył. Pojazdy przejechały po drezynie, jakby to była zabawka a nie kilkunastotonowy pojazd. To co zostało, było kompletnie spłaszczone. Transporter APC dotarł do zawaliska i wgryzł się w nie. Świder nabierając rozpędu podawał urobek dla podajników, które przesuwały go za pojazd. Stojący za nim pojazd pobierał to co wyrzucił pierwszy i przekazywał dalej. Wewnątrz świdrów płynęło chłodziwo, które skutecznie chłodziło ostrza. Inaczej by popękały lub stopiły się od tarcia. Same ostrza były bardzo wytrzymałe na ścieranie, mogły zatem pracować kilka dni bez przerwy. Czujniki przekazywały do zautomatyzowanego pojazdów odległość i położenie wrogiej bazy. Czujniki zespolone z georadarem przekazywały też jaki materiał skalny pojazd ma przed sobą. Wszelkie dane o trasie i jej ewentualnych zmianach były przekazywane na bieżąco do reszty pojazdów tak aby wszystkie podążały za przewodnikiem. W kolumnie znajdowało się dziesięć podziemnych transporterów APC wypełnionych cyborgami komandosami uzbrojonymi w działa plazmowe i działka Vulcan a w niektórych przypadkach granatniki przeciwpancerne. Za nimi jechało pięć transporterów szpiegów, które przewoziły na swoich pokładach nie piechotę tylko urządzenia skanujące w tym liczne czujniki oraz sensory. Za nimi jechało czterdzieści przerażających czołgów zwanych „Diable Języki”. Podziemne czołgi ogniowe uzbrojone były w potężne i wydajne miotacze płomieni. Specjalna mieszanka paliwowa oparta o związki fosforu, napalmu, termitu oraz kryształów tyberium znajdowała się w dwóch zbiornikach pod olbrzymim ciśnieniem. Trzeci zbiornik znajdujący się pośrodku dwóch większych zbiorników z mieszanką wypełniony był gazem, który pomagał wypychać poprzez dwie dysze łatwo palną mieszankę w kierunku celu. Zasięg miotaczy płomieni nie przekraczał trzystu metrów, ale wystarczyło, aby zalać wszystko po drodze falą ognia. Temperatura spalania mieszanki była olbrzymia i przekraczała trzy tysiące stopni Celsjusza. Taka temperatura mogła stopić nawet utwardzaną i wytrzymałą na temperatury stal, tym bardziej, że mieszanka przyklejała się do celu niczym rzep. Zasięg miotaczy zwiększały zawory z pompami, które przed wyrzutem ściskały mieszankę do olbrzymich ciśnień, po czym uwalniały ją na zewnątrz. Rozprężona mieszanka zapalała się samoczynnie bez potrzeby użycia iskrownika, choć pojazd był w takowy wyposażony. Gaz był używany wtedy, gdy zachodziła potrzeba zwiększenia zasięgu miotaczy płomieni.

***

Zawalisko nie było duże, ale wystarczające, aby pojazdy straciły kilkanaście minut, zanim przebiły się na drugą stronę. Po przejechaniu na drugą stronę pojazdy znacznie przyspieszyły. Huk, zgrzyt oraz klekot ich gąsienic w pustym tunelu brzmiał niczym nadciągająca apokalipsa. Podróż zakończyła się tam, gdzie tunel skręcał na północ zaś baza GDI znajdowała się o dwa kilometry dalej. Kolumna pojazdów rozdzieliła się na mniejsze kolumny, tak aby skuteczniej i szybciej dotrzeć do bazy wroga. Pierwsze pojazdy z pomniejszych kolumn skręciły w stronę, gdzie znajdowała się baza GDI. Ich wiertła przeszły na pełne obroty niszcząc po drodze betonową rampę. Pojazdy z niemałym trudem wykonały zwrot i wgryzły się w boczną ścianę tunelu. Urobek zaczął z łomotem uderzać o przeciwległą ścianę tunelu. Po chwili każdy pojazd z kolumn wjechał w wydrążony tunel przez pierwszy pojazd. Po chwili wszystkie zniknęły w powstałych otworach.  Pięćset metrów przed betonowymi płytami na których stały bazy GDI SI podziemnych jednostek rozpoczęła manewr wychodzenia na powierzchnię. Georadar wykrył zbyt twardą powierzchnię przed sobą uniemożliwiającą swobodny wyjazd. Jednostki jadące za przodownikami rozjechały tworząc własne tunele. Rozjechały się też z takiego powodu, aby na powierzchnię wyjechało jak najwięcej jednostek.

***

Odczyty MSA były bardzo niepokojące. Zintegrowane z MSA oraz EVA wieżyczki obronne oczekiwały na swój pierwsze cele. Specjalne lunety obserwacyjne wyposażone w kamery oraz mikrofony kierunkowe osadzone na betonowych płotach obronnych wypatrywały przeciwnika. Obraz, dźwięk oraz wszelkie dane przekazywały do Centrum Dowodzenia. Najpierw było słychać wyraźne dudnienie po czym z wielkim hukiem na powierzchnię zaczęły wyjeżdżać podziemne pojazdy. Było ich mnóstwo. Wszędzie powstawały charakterystyczne kopce wyjeżdżających pojazdów. Wśród nich były transportery podziemne APC oraz czołgi ogniowe „Diabli Język”. Nagle obrona baz ożyła. Stacjonarne działo EMP w kilka sekund naładowało swe kondensatory i wystrzeliło w stronę wrogich jednostek uwięzione w polu elektromagnetycznym ciężkie izotopy bliskie rozpadowi. Kula energii uderzyła w grunt tuż w miejscu wyjazdu wrogich pojazdów. Pole elektromagnetyczne które wstrzymywało rozpad izotopów zmieniło swe właściwości i rozszerzyło się pod naporem atomów, zawartych w polu izotopów. Spowodowało to gwałtowną reakcję łańcuchową wśród atomów samych izotopów i uwolniło potężny impuls elektromagnetyczny rozchodzący się koliście o zasięgu stu siedemdziesięciu metrów. Promieniowanie jonizujące było niewielkie i pochłonięte zostało przez ziemię oraz powietrze. Nastąpił samoczynny rozpad izotopów na nieszkodliwe dla zdrowia cząsteczki. Zarówno czołgi ogniowe jak i transportery podziemne otrzymały bardzo silny impuls elektromagnetyczny.
Impuls elektromagnetyczny spowodował, że obwody elektroniczne oraz elektryczne zostały przeciążone. Automatyka pojazdów nakazywała im natychmiastowy wyjazd na powierzchnię. Niektóre nieuruchomione pojazdy nie odjechawszy stanęły na drodze tych, które właśnie awaryjnie wyjeżdżały na powierzchnię. Wiertła tych drugich uderzały od spodu w unieruchomione pojazdy niszcząc ich napędy gąsienicowe lub w niektórych przypadkach przewracały je na bok. Czasem się zdarzało, że pojazdy nie dawszy rady odepchnąć lub przewrócić pojazdu, który zagrodził im wyjazd utykały pod ziemią.
EVA automatycznie włączyła system defensywny „Ściana Ognia”. Wieżyczki obronne otworzyły ogień w stronę unieruchomionych pojazdów. Pociski rakietowe RPG wystrzeliwane z wieżyczek RPG oraz pociski przeciwpancerne wystrzeliwanie z działek przeciwpiechotnych zgarniały coraz większe żniwo. Płomienie oraz eksplozje nadawały okolicy złowrogiego tła zaś tłusty żółto czarny dym zasłaniał krajobraz. EVA automatycznie celowała w stronę wrogich pojazdów zabójcze granaty RPG, które z sykiem startowały z wieżyczek i trafiając w cel rozrywały go na strzępy. Działka przeciwpiechotne i ich pół calowe pociski siały spustoszenie wśród piechoty, ale też potrafiły uszkodzić lub zniszczyć czołg. Pociski grzechotały o pancerze przebijając je niszcząc ich zawartość. Eksplozje zbiorników czołgów ogniowych zalewały wszystko płonącą mieszanką. Dalsze pojazdy były bezpieczniejsze, ze względu na skuteczny zasięg wieżyczek obronnych. Ostrzał z wieżyczek ustał po tym jak pojawiło się lotnictwo GDI.
Na nieboskłonie pojawiły się bombowce oraz myśliwce „Orka”, które zbliżały się w kierunku wrogich jednostek. Piloci mieli odpowiedni wektor podejścia, aby nie wlecieć przez przypadek w aktywną ścianę, która może zniszczyć jednostki powietrzne. Myśliwce zatrzymały się i zawisły w powietrzu dając pole bombowcom. Te lecąc nalotem dywanowym nad unieruchomionymi jednostkami uwolniły ze swych luków bombowych śmiercionośne ładunki bomb. Bomby spadały na nieruchome jednostki niszcząc je i rozrywając na strzępy. Do eksplozji bomb doszły wtórne eksplozje paliwa, amunicji ze zniszczonych pojazdów. Wkrótce całą okolicę zalało morze ognia. W końcu newralgiczne systemy wewnętrzne pojazdów CABAL-a zaskoczyły po impulsie elektromagnetycznym. Bombardowanie zakończyło się i bombowce odleciały na swoje lądowiska. Do akcji wkroczyły „Orki” myśliwce, które rozpoczęły polowanie na ocalałe jednostki wroga. Salwy ich rakiet rozświetlały okolicę a eksplozje targały powietrzem. Smród spalonych ciał, pojazdów oraz paliwa roznosił się na całą okolicę. Żar płonących pojazdów był odczuwalny nawet za murami bazy. „Orki” myśliwce krążyły  nad polem bitwy. Żar, płomienie oraz dym zasłaniał widok oraz oślepiał sensory myśliwców. Piloci nieraz atakowali już zniszczone pojazdy. Odczyty z MSA były zerowe, gdyż bomby uderzając w zblokowane pojazdy niszczyły te znajdujące się pod ziemią. Ziemia była zryta przez leje po bombach i eksplozjach podziemnych jednostek. Ponieważ baza była za blisko generał Stark nie zdecydował się na użycie nowych bomb. Myśliwce odleciały nieco dalej oczekując dalszych rozkazów. Z generałem Starkiem połączył się dowódca skrzydła.
– Generale. Kompletnie nic nie widać. Sensory szaleją przez te cholerne płomienie oraz dym. – zameldował dowódca skrzydła myśliwców. Generał Stark przez chwilę się zawahał i odpowiedział – Macie kontynuować. Jeśli choć jeden pojazd przetrwa możemy mieć nie lada kłopot.
– Przelot nad zniszczonymi jednostkami wroga jest na razie niemożliwy ze względu na zbyt gorące powietrze spowodowane pożarami. Wybucha też amunicja, której odłamki mogą uszkodzić nasze silniki jeśli będziemy poruszać się tak nisko. Zniszczyliśmy wszystko co się poruszało.
Nie jestem pewny czy wszystko zostało zniszczone kapitanie. Proszę polecieć na średniej wysokości i ostrzelać wszystko co się nie pali. – odparł Stark.
– Tak panie generale – odparł pilot i rozłączył się. Połączył się z podległymi pilotami i nakazał zniszczyć im wszystko co nie płonie.